W Bydgoszczy Tomasz Gollob nie miał sobie równych. Polak wygrał turniej Grand Prix, a także dodatkowy wyścig SuperPrix z pulą nagród 200 tysięcy dolarów. Początek sobotnich zawodów nie był jednak udany dla naszego żużlowca. "Czułem wtedy zbliżającą się tragedię. Stadion zamarł, zapadła nieznośna cisza. A ja do dziś nie wiem, co się stało. Rozebrałem sprzęgło na części, ale nie zauważyłem żadnej usterki. Chyba jakaś część była wadliwa, dlatego motocykl nawalił. Szybko jednak pozbierałem myśli, bo zdałem sobie sprawę, że jeszcze jedna taka wpadka i medalu nie będzie. Proszę sobie wyobrazić, co ja wtedy czułem. Byłem strasznie zdenerwowany. Jednak zdusiłem w sobie wszystkie emocje i postanowiłem skupić się na tym, co potrafię robić najlepiej" - stwierdził Gollob, który ma na koncie pięć medali mistrzostw świata. W kolekcji brakuje mu tylko krążka z najcenniejszego kruszcu. "Tak, wiem. Nie zmuszajcie mnie jednak do tego, bym obiecał wam złoto. W tym roku też chciałem być jak najwyżej, ale rywale byli szybsi ode mnie. Nicki Pedersen był najlepszy, należał mu się ten tytuł. Jason Crump też pokazał klasę. Oczywiście chcę jeszcze trochę pojeździć i dorzucić jeden, albo dwa krążki do kolekcji. Czy to jednak będzie wreszcie to upragnione złoto? Tego nie wiem. Bardzo bym chciał i będę się starał, ale to jest tylko sport. Poza tym ta walka kosztuje wiele wyrzeczeń. Ostatni tydzień to był dla mnie koszmar. Nie spałem po nocach, za to cały czas pracowałem nad tym, by jak najlepiej przygotować motocykle" - wyznał. "To, co działo się w sobotni wieczór w Bydgoszczy, na zawsze zostanie w mojej głowie. Dawno nie przeżyłem tak wielu emocji. Ale chyba sobie zasłużyłem na to, co mam. W końcu całe życie poświęciłem i podporządkowałem żużlowi" - zakończył Gollob.