14 punktów w 6 biegach, to dorobek Maxa Fricke z Lublina, gdzie ZOOleszcz GKM przegrał 35:55 z Platinum Motorem Lublin. Jakby nie spojrzeć Fricke uratował twarz drużyny GKM-u. A jeszcze kilka tygodni temu tak dobra jazda Australijczyka wcale nie była taka oczywista. Jest wielkim fanem Golloba. To go zgubiło Fricke w ten sezon wszedł kiepsko. Szybko jednak zdiagnozowano przyczynę problemów. Zawodnik jest wielkim fanem Tomasza Golloba (mistrz świata z 2010, legenda żużla). Ma do niego wielką słabość. Nic dziwnego, ze w pierwszych spotkaniach korzystał z jego rad pełnymi garściami. Grudziądz był ostatnim klubem w bogatej karierze Golloba. Pan Tomasz robił tam takie akcje, że palce lizać. Wydawać by się więc mogło, że Fricke korzystając z jego wskazówek, zwyczajnie musi wygrywać. Tak się jednak nie działo. Nie pomagały nawet konsultacje w trakcie meczu. Panowie dzwonili do siebie, wymieniali uwagi, ale to nie pomagało. Gollob próbował go ustawić na telefon W grudziądzkim klubie mówili, że to czasem działo się w boksie Fricke, to było szaleństwo. Gollob dzwonił i mówił Fricke, jak ma jechać, zawodnik próbował wcielić plan w życie, ale wyglądało to bardzo słabo. Wiadomo, że Fricke chciał dobrze i Gollob chciał dobrze. Mistrz nie mógł jednak pomóc na telefon. Z dwóch powodów. Po pierwsze tor od czasu, kiedy on jeździł w GKM-ie zdążył się zmienić. Nawierzchnia już nie jest ta sama. Sam sprzęt też się mocno przez kilka ostatnich lat zmienił. Fricke musiał wybrać nową strategię Pewnie będąc na miejscu, oglądając tor, pan Tomasz mógłby zdziałać więcej, ale na takie akcje nie było czasu. Dlatego Fricke w pewnym momencie postawił mocniej na współpracę z Ashley’em Holloway’em. Tuner przygotował mu silniki, pomógł je dostroić. Od tamtej roszady wszystko zmieniło się na lepsze. GKM potrzebuje jeszcze dwóch takich Maxów Fricke, żeby się utrzymać.