Głośne odejście z klubu, sam rzucił papierami. Skusił się na ofertę od milionera
- Sam podziękowałem za pracę i zaufanie przez ostatnie cztery sezony. Moim zdaniem formuła się wyczerpała - mówi w wywiadzie dla Interia Sport Eryk Jóźwiak o swoim odejściu z Energi Wybrzeża Gdańsk. Trener zasilił szeregi #OrzechowaOsada PSŻ-u Poznań, czyli klubu, który prowadzi biznesmen Jakub Kozaczyk. - Telefon otrzymałem półtora tygodnia po informacji o odejściu z Gdańska - dodaje nasz rozmówca.
Sebastian Zwiewka, Interia: Jak pracuje się panu w #OrzechowaOsada PSŻ-cie Poznań?
Eryk Jóźwiak, nowy trener #OrzechowaOsada PSŻ-u Poznań: Bardzo dobrze. Od poniedziałku do piątku przebywam i pracuję w Poznaniu. Teraz tak będzie, choć w listopadzie troszkę się to przesunie. Generalnie jednak pięć dni w tygodniu spędzam w Poznaniu, a dwa w domku w Gdańsku.
Skoro już teraz spędza pan w Poznaniu tak dużo czasu, to co to będzie w sezonie?
- Będzie podobnie. To, że teraz nie ścigamy się w lewo, wcale nie oznacza,że nie mamy pracy. Wręcz przeciwnie - jest bardzo dużo pracy organizacyjnej, od listopada zaczniemy przygotowania do następnego sezonu. Jest co robić. Nawet nie zwiedziłem jeszcze miasta, na razie opanowuję trasę na linii stancja - stadion i na odwrót. Od listopada trochę powiększę trasę.
Praca w Poznaniu różni się od pracy, którą wykonywał pan w Gdańsku?
- Wcale nie. Pierwsze dni poświęciłem na to, aby się zaaklimatyzować i poznać poznańskie środowisko. Dostałem już od prezesa listę spraw do wykonania. Nic,tylko zakasać rękawy i działać.
Lista jest długa?
- W Gdańsku na brak obowiązków nie narzekałem i w Poznaniu też nie będę narzekać. Fajnie. Lepiej być zarobionym po pachy niż nie robić nic. Lubię wyzwania, ogólnie lubię działać.
Żużel. Eryk Jóźwiak sam rzucił papierami. "Formuła się wyczerpała"
Sam pan rzucił papierami, nikt pana z Wybrzeża nie wyrzucał?
- To prawda, sam podziękowałem za pracę i za zaufanie przez ostatnie cztery lata. Jestem bardzo wdzięczny zarządowi. Moim zdaniem formuła "Jóźwiak w Gdańsku" się wyczerpała i Wybrzeżu przyda się ktoś z zewnątrz, ze świeżym spojrzeniem, aby tchnąć nowego ducha w drużynę oraz w cały klub. Trzymam kciuki, aby szło to w dobrą stronę.
Kiedy dokładnie pan się zwolnił?
- Od razu po ostatnim meczu ligowym, na prośbę klubu zostałem do końca sierpnia i nasza współpraca oficjalnie zakończyła się 1 września. Nie był to impuls, zaczęło to kiełkować we mnie już nieco wcześniej.
Już w trakcie rozgrywek wiedział pan, że są to pańskie ostatnie chwile w gdańskim klubie?
- Tak. W głównej mierze o mojej przyszłości przesądził wynik sportowy. Gdybyśmy się utrzymali, to rozważyłbym jeszcze pozostanie na kolejny sezon, ale spadek tylko ułatwił podjęcie decyzji. Jak powiedziałem na początku, uznałem, iż formuła pt. "Jóźwiak w Wybrzeżu" się wyczerpała i potrzebne jest świeże spojrzenie.
Żużel. PSŻ Poznań. Biznesmen Jakub Kozaczyk ściągnął trenera do klubu
Ktoś powie, że już wtedy wiedział pan, że dołączy pan do PSŻ-u.
- Tak nie było. Gdy w połowie sierpnia się zwalniałem, to nawet nigdzie to nie zostało przekazane. Poprosiłem klub, aby nie robić rozgłosu o moim odejściu, ponieważ pierwszym założeniem był odpoczynek od żużla. Oczywiście, na ten sport się nie obraziłem, jednak chciałem złapać troszkę oddechu. Ostatni sezon nie był łatwy dla nas wszystkich, chciałem nabrać trochę dystansu.
To kiedy zadzwonił prezes Jakub Kozaczyk?
- Nie dało się już dłużej utrzymywać tej wiadomości w tajemnicy. We wrześniu,jak pojawiła się oficjalna informacja, że nie będę dłużej pracować w Gdańsku, otrzymałem jeden telefon z klubu z Krajowej Ligi Żużlowej. Półtora tygodnia później odezwał się PSŻ i miarę szybko z prezesem Kubą doszliśmy do porozumienia. Prezes bardzo konkretniepodszedł do sprawy i szybko podaliśmy sobie ręce.
Dla człowieka z Gdańska musiała być to trudna decyzja?
- Wychowałem się w tym klubie, jestem gdańszczaninem, więc nie była to łatwa decyzja. Poprzedni sezon był, jaki był. Nasz wynik skłonił mnie do ustąpieniaze stanowiska menedżera. Ostatnie miejsce jest dla mnie podwójną porażką, pora na świeże spojrzenie.
Z pańskich słów wynika, że ma pan sobie sporo do zarzucenia. Tak rzeczywiście jest?
- Nie uciekam od odpowiedzialności za wynik. Najprościej byłoby zrzucić winę na kogoś innego, ale przez te cztery lata zawsze powtarzałem, że wygrywa i przegrywa drużyna. Byłem jej częścią. To też jest moja porażka.
Prezes Tadeusz Zdunek przyjął pańską dymisję bez mrugnięcia okiem, czy jednak próbował namówić do zmiany zdania?
- To nie było żadne moje widzimisię czy działanie pod wpływem chwili. Podjąłem przemyślaną decyzję, uargumentowałem ją w rozmowie z prezesem Zdunkiem, który wykazał się wyrozumiałością. Moje argumenty do niego trafiły i rozstaliśmy się w zgodzie. Między nami nie ma żadnej złej krwi.
Przyszłość Orła Łódź oficjalnie nie jest jeszcze znana, ale wygląda na to, że zespół z Gdańska ostatecznie wyląduje jednak w Krajowej Lidze Żużlowej.
- Na tę chwilę Wybrzeże jest w KLŻ. Trzymam kciuki, aby wszystkie sprawy w klubie poukładały się tak, że drużyna z Gdańska jak najszybciej wróci do Metalkas 2. Ekstraligi. A jeśli będą startować na tym samym poziomie rozgrywkowym, co my, to będę trzymać za gdańszczan kciuki z wyjątkiem oczywiście dwóch spotkań.