To była gra o finał EURO. Mecz Włochy-Hiszpania. Giorgio Chiellini śmiechem chciał rozproszyć Jordiego Albę. Zupełnie luźny nastrój miał zdekoncentrować spiętego rywala. Udało się to w pewnym sensie, bo to Włosi zagrali w finale i ostatecznie zostali mistrzami Europy. Zachowanie Chielliniego przeszło do historii, bo takich rzeczy zbyt często się nie widuje. A przynajmniej nie na tym poziomie, nie w meczu o taką stawkę. Ogromna była też stawka biegu nr 15 w Toruniu. Na tablicy wyników widniał remis, więc ważyły się losy zwycięstwa. W pierwszej odsłonie upadł Bartosz Zmarzlik, który zaliczył minimalny kontakt z Patrykiem Dudkiem. Przed powtórką tej gonitwy zawodnicy stali już gotowi do wyjazdu na tor, ale Zmarzlik zaczął się śmiać i mówić coś do stojącego obok Dudka. Ten nie reagował, a może nie słyszał. Kto wie, czy nie był to rodzaj mini-wojenki psychologicznej Zmarzlika. A może po prostu chciał w żartobliwy sposób dopytać o to, jak rywal postrzega tamtą sytuację. Wzbudziła ona sporo kontrowersji. Gra mistrza nie dała efektu O ile Chiellini na swojej zabawie zyskał, o tyle Zmarzlik już nie. W powtórce także słabo wystartował i dał się objechać na 1:5. Stal przegrała mecz, ale w zasadzie nic się nie stało. W play-off i tak wszystko zacznie się od nowa. Kto wie, czy Apator w którejś fazie nie zmierzy się ponownie ze Stalą. Ostatnie lata przyniosły niesamowicie wyrównane pojedynki między tymi drużynami. A Zmarzlik pokazał, że ma też ludzką twarz. I że nie jest nieomylnym cyborgiem. On też może mieć gorszy dzień i taki właśnie miał w niedzielę. Niemniej jego gorszy dzień to 10 punktów, czyli dla wielu niedoścignione marzenie. Ale to sam Bartosz sobie tak wysoko zawiesił poprzeczkę.