Tony Briggs przyszedł na świat 16 marca 1962 roku w Southampton. Powiedzieć, że był skazany na żużel, to jak nic nie powiedzieć. Jego ojcem jest Barry Briggs - czterokrotny indywidualny mistrz świata na żużlu. W takiej sytuacji dość trudno jest choćby nie spróbować swoich sił na motocyklu bez hamulców. Młody Briggs swoich sił spróbował i okazało się, że jazda na motocyklu żużlowym wychodzi mu całkiem nieźle. W 1980 roku, w niemieckim Pocking, Tony Briggs sięgnął po srebrny medal indywidualnych mistrzostw świata juniorów. Srebrny krążek w młodzieżowym czempionacie i brązowy medal indywidualnych mistrzostw Nowej Zelandii z tego samego roku okazały się być największymi sukcesami w karierze syna czterokrotnego mistrza świata. Briggs jak Darcy Ward Rozwijającą się karierę zatrzymała bardzo poważna kontuzja. Reprezentując barwy drużyny z Reading, Briggs zanotował na torze w Coventry koszmarny upadek. Konsekwencją wypadku był skręcony kark oraz dwa i pół miesiąca bycia sparaliżowanym. Choć żużlowiec wrócił na tor po kontuzji, nie reprezentował już wysokiego poziomu. - To był chyba najbardziej przerażający moment w moim życiu. Po wypadku leżałem w karetce, nie mogąc się ruszyć. Nic nie czułem. Goniąc Alfa Buska, podniosło mi koło. Byłem blisko bandy, robiłem, co mogłem, żeby w nią nie uderzyć. W pewnym momencie dźwignia sprzęgła wbiła się w motocykl i wyrzuciło mnie głową do przodu. Uderzyłem w słupek bramki. Ocknąłem się w karetce - wspominał wypadek Briggs w rozmowie z Interią. - Miałem dużo szczęścia. Skręciłem kark tam samo jak Darcy Ward. Dwa i pół miesiąca leżałem całkowicie sparaliżowany. Potem jednak odzyskałem czucie w nogach, następnie w rękach. Jak mówiłem, jestem bardzo szczęśliwym chłopcem - wspominał Briggs dla Interii. Dmuchane bandy zrewolucjonizowały żużel Choć w okresie startów Briggs zbyt wielu sukcesów nie osiągnął, wydaje się, że zrobił dla dyscypliny więcej, niż wszyscy mistrzowie świata razem wzięci. Mając w pamięci swój wypadek, żużlowiec postanowił coś zmienić w kwestii poprawy bezpieczeństwa zawodników uprawiających ten sport. Efektem tych prac było wdrożenie dmuchanych band, które na zawsze zrewolucjonizowały żużel. Dziś trudno sobie wyobrazić zawody rozgrywane na torze bez dmuchanych band. Po raz pierwszy pojawiły się one w 2002 roku, a po dziesięciu latach stały się obowiązkowe dla wszystkich obiektów, goszczących zawody rozgrywane pod egidą FIM-u. W tym roku obchodzimy więc dziesięciolecie wprowadzenia tego wynalazku na wszystkich stadionach żużlowych na świecie. Choć dmuchane bandy są na żużlowych torach relatywnie krótko, trudno sobie wyobrazić jazdę bez nich. Wiele wypadków, które przed ich wprowadzeniem mogłyby być nawet śmiertelne, kończy się jedynie na kilku siniakach. - Kiedyś na Grand Prix w Pradze podszedł do mnie Greg Hancock i mocno mnie przytulił. Byłem trochę zaskoczony. Powiedziałem: cześć Greg, co się stało? On opowiedział mi o wypadku w Częstochowie, o tym, że zniszczył dwa moduły mojej bandy. Powiedział mi jednak, że jest szczęśliwy, bo choć był trochę poobijany i posiniaczony, to wyszedł z tego w jednym kawałku - wspominał Tony Briggs w rozmowie z Interią, udowadniając, jak istotny jest jego wynalazek.