Gdy Wolfe Wittstock dołączali do polskiej ligi, uczucia były mieszane. Z jednej strony mówiono, że powinny u nas jeździć tylko rodzime zespoły. Inni z kolei twierdzili, że to niczego nie popsuje, a pomaga wypromować żużel w innym kraju. Rodziły się pytania - "a co za kilka lat, gdy np. awansują do ekstraligi, ich też nie wpuścimy?". Wielu ekspertów przypominało historię Lokomotivu Daugavpils, który mimo dwukrotnego zwycięstwa w pierwszoligowej batalii, nie został dopuszczony do ligowej rywalizacji z najlepszymi w kraju. Ostatecznie okazało się, że drużyna z Wittstocka niespecjalnie napsuła krwi polskim rywalom. W wielu meczach "Wilki" dzielnie walczyły, ale na walce się skończyło. Przez cały sezon przez skład przewinęło się wielu żużlowców, z Robertem Lambertem włącznie. Mimo tego, że w zasadzie do ekipy mógł dołączyć niemal każdy kto chciał, wielu zawodników nie za bardzo chce współpracować z Mauerem. - Jakby to powiedzieć... Frank jest trudnym człowiekiem. Może to będzie najlepsze określenie - mówią nam żużlowcy, którzy mieli okazję jeździć w Wolfe. - Albo tak jak on chce, albo wcale. Nie za bardzo można nawiązać jakikolwiek dialog. Wychodzi z założenia, że on rządzi, on decyduje, z nim się nie dyskutuje. I koniec - dodają. Ciekawe jest, że często u Mauera kontrakt żużlowy połączony jest z... kontraktem budowlanym. Zawodnicy wielokrotnie dostają wprost określone wymagania: w weekendy jeździsz, w tygodniu u mnie pracujesz. To nie wszystkim się podoba. - Jestem żużlowcem czy budowlańcem? - pyta retorycznie jeden z tegorocznych zawodników Wolfe. Z jednej strony ma rację. Z drugiej jednak, być może Mauer chce w ten sposób nauczyć zawodników dyscypliny i pracowitości. Trudno jednoznacznie ocenić postawę Niemca. Zarobki w 2. lidze nie są duże i praca na budowie może w znacznym stopniu zrekompensować ewentualne niepowodzenia na torze. Czy jednak da się w 100 procentach skupić na żużlu, gdy w tygodniu pracuje się na budowie? To już kwestia indywidualnej oceny i podejścia. Pewne jest jedno: takie oczekiwania Mauer może mieć tylko wobec przeciętnych, drugoligowych zawodników. Każdy żużlowiec z wyższej półki obśmieje podobną propozycję. Michał Konarski