Leszczynianie w dwumeczu finałowym okazali się lepsi od Cash Broker Stali Gorzów. Po przegranej w pierwszym spotkaniu 44:46, u siebie pokonali rywala 50:40. W całym sezonie doznali tylko trzech minimalnych porażek. - Z boku może wyglądać, że łatwo przyszedł tytuł, ale zapewniam, że wcale tak nie było. Może się wydawać, że ten sezon nie był dla nas ciężki, bo zdarzały się trudniejsze. Każdy z nas miał jednak swoje lepsze i gorsze momenty, każdy z nas lepiej lub gorzej punktował. Mamy tak fajną drużynę, że gdy ja gorzej pojadę, to wiem, że mogę polegać na kolegach, którzy "podciągną" wynik. I tak było w tym roku - stwierdził Kołodziej. Fogo Unia przed sezonem była głównym faworytem i Kołodziej nie ukrywał, że każdy inny wynik niż złoty medal, byłby traktowany jako porażka. - Wiedzieliśmy, że musimy wygrać finał, żeby nie zawieść naszych fanów. W tym roku musieliśmy wręcz zdobyć tytuł, gdybyśmy tego nie zrobili, rozczarowanie byłoby ogromne. Nie zawodziliśmy przez cały sezon, nie zawiedliśmy też w tym najważniejszym momencie - podkreślił. On sam też miał gorszy moment w końcówce sezonu. W pierwszym meczu półfinałowym we Wrocławiu zdobył 13 punktów. W rewanżu już tylko cztery, a w pierwszy pojedynek finałowy w Gorzowie zakończył "na zero". - Klub bardzo mi pomógł i przede wszystkim nasz menedżer Piotr Baron, który trochę inaczej "skomponował" mój kalendarz pobytu w Lesznie. Sporo też trenowałem z Tomkiem Skrzypkiem (trener przygotowania ogólnorozwojowego Fogo Unii - PAP). Zawody nie odbyły się w tamtym tygodniu, ale ta praca nie poszła na marne. Miałem po prostu więcej czasu, żeby się dobrze przygotować. W trakcie rozmów z szefami klubu, czułem, że oni wciąż wierzą we mnie, miałem wsparcie i nie chciałem zawieść tych ludzi - tłumaczył żużlowiec Fogo Unii, który w rewanżowym spotkaniu ze Stalą zanotował 11 "oczek". Kołodziej po raz szósty został drużynowym mistrzem kraju, choć on sam nie liczy wszystkich medali i trofeów. - Każde złoto ma swoją własną historię, ale smakuje tak samo dobrze. Nie mam w domu gabloty, na nią przyjdzie później czas, na razie chcę zdobywać kolejne trofea - przyznał. Pytany o plany na przyszłość, nie ukrywa, że chętnie zostałby na kolejny sezon w Lesznie. - To już zależy od szefów klubów - podsumował Kołodziej, który w kolejnym sezonie wraca do rywalizacji w cyklu Grand Prix. Autor: Marcin Pawlicki