Czas na limity płac w polskim żużlu? Bartosz Zmarzlik podpisał rekordowy kontrakt z Moje Bermudy Stalą Gorzów, na mocy którego za sam podpis pod umową zgarnie półtora miliona złotych. Za jeden zdobyty punkt będzie zarabiać 12 tysięcy złotych. Jeśli wicemistrz świata utrzyma swoją formę z poprzedniego sezonu, to ma szansę zgarnąć nawet 4 miliony. W środowisku żużlowym nikt nie kwestionuje zarobków Zmarzlika, bo to zawodnik wyjątkowy, doskonały, więc skoro inni zarabiają grubo ponad 2 miliony, to dlaczego najlepszy polski zawodnik nie miałby dostać jeszcze więcej. Żużlowa PGE Ekstraliga rozwinęła się w ostatnich latach bardzo dynamicznie. Rok rocznie padają rekordy oglądalności. W minionym roku wynegocjowano nowy trzyletni kontrakt telewizyjny opiewający na kwotę 242 milionów. Nic dziwnego, że do obiegu wpadło jeszcze więcej pieniędzy, a beneficjentem tego są między innymi zawodnicy. - Czas na salary cup! Lepiej późno, niż gdybyśmy potem mieli być świadkami bankructw w polskim żużlu - rzuca Adam Jaźwiecki, znany dziennikarz sportowy. - W Anglii obecnie jest wielki kryzys związany z żużlem. My natomiast udajemy, że te czarny chmury przelecą wokół nas. Nie wyciągamy lekcji z błędów, które popełniono na Wyspach. Słyszę nieśmiałe głosy pod kryptonimem "salary cup", dlatego mój przekaz jest jasny - time is money! Najwyższy czas na zmiany - dodaje. Katastrofa i bankructwa wiszą w powietrzu? Za niedługo może być tak, że kontrakty zawodników jeszcze bardziej poszybują w górę. Panująca inflacja, szerząca się drożyzna i nowy ład nie ominą przecież żużla. Ucierpią kluby, które będą miały większe koszty. Trzeba liczyć się też z tym, że zawodnicy będą chcieli odzyskać to, co zabiera im obecna sytuacja gospodarcza. Adam Jaźwiecki, dziennikarz i felietonista Tygodnia Żużlowego, obawia się jednak, czy żużlowi decydenci zdążą w porę się otrząsnąć i uderzą pięścią w stół. - Niektórzy klubowi działacze przebąkują, że dobrze by było, gdyby tak ograniczyć wydatki realnym sufitem wypłat dla zawodników. A tymczasem ostatnio byliśmy świadkami transferu młodego chłopaka do klubu z Wrocławia (chodzi o Bartłomieja Kowalskiego - dop. red.), który jeszcze niczego nie dokonał, a ten kontrakt został wyśrubowany śmiesznie straszno. Zobaczymy, jak rozwinie się jego talent, jednak mnie osobiście takie zdarzenia - rzekłbym bez logiki - bulwersują - kończy mało optymistycznie Jaźwiecki.