- Pierwszy mecz w historii analiz GuruStats bez ani jednej mijanki - pisali twórcy popularnej strony na swoim fanpage’u, a chodziło o finał PGE Ekstraligi Moje Bermudy Stal Gorzów - Motor Lublin. Czy kiepski tor, to wina Stali Gorzów? Oczywiście na torze mieliśmy emocje związane ze zmieniającym się wynikiem, ale nic poza tym. Był start, pierwszy łuk i jazda gęsiego. Nawet Bartosz Zmarzlik, król gorzowskiego toru, choć dwoił się i troił, nie potrafił w jednym z biegów wyprzedzić Dominika Kubery. Koneserzy żużla patrząc na to, co się dzieje byli przerażeni. Oczywiście od razu ciśnie się na usta pytanie, kto za to odpowiada? Czy to wina gospodarzy? Czy celowo przygotowali oni tor tak, żeby zaskoczyć rywala i wygrać spotkanie? Odpowiedź jest negatywna. Tor od czwartku był przykryty folią, która została zdjęta dopiero w niedzielę około 14.00. Między 14.00 a 19.30, kiedy rozpoczął się mecz, Stal nie zrobiła niczego, co można by uznać za robienie toru pod siebie. Przy odkrywaniu plandeki obecni byli zarówno przedstawiciele Stali, jak i Motoru. Każdy widział, że przy krawężnikach są miejsca przyczepne, ale to wynikało z tego, że woda poprzeciekała przez folię. Prace nad przygotowaniem toru do meczu trwały cztery godziny i odbywały się pod okiem komisarza, sędziego i gości. Tam nie było żadnych szaleństw. Tor został lekko ruszony, bo nad stadionem były czarne chmury, więc nikt nie chciał ryzykować. Chodziło po prostu o to, żeby finał się odbył. Prawda jest jednak taka, że tor po zdjęciu folii powinien być mocno ruszony, namoczony, zrobiony w zasadzie od zera. Na to jednak nie było czasu. Tego nie dało się zrobić w cztery godziny. Dlatego wybrano wariant pośredni, który przełożył się na to, że ścigania nie było. Stal Gorzów nie przykryła toru przed ulewą Można oczywiście usłyszeć, że Stal nie przykryła toru przed ulewą, która 9 września zalała miasto i to wpłynęło na taki, nie inny stan toru w niedzielę. Gdyby jednak Stal to zrobiła, gdyby przykryła tor przed tamtą ulewą, to efekt mógł być taki, jak na meczu z Grudziądzem, gdzie studzienki nie nadążały z odbieraniem wody spływającej po plandece i w efekcie zalało tor tak, że przy krawężniku można było pływać łódką. Winę za brak atrakcyjnego finału w niedzielę ponosi pogoda. Przez nią, przez kiepskie prognozy, nie dało się zdjąć wcześniej plandeki. Także przez nią wystrzegano się działań, które w razie nagłych, choćby przelotnych opadów, mogły skutkować odwołaniem zawodów. Trochę jednak szkoda, że dostaliśmy finał, w którym mieliśmy więcej z F1 niż z żużla. Gorzów to jest jednak taki tor, na którym można i da się zrobić piękne ściganie. W przeszłości było tam wiele kapitalnych spotkań. A tegoroczne prace na torze i większe nachylenie łuków stwarzają jednak dodatkowe możliwości. Inna sprawa, że kibice Stali chyba i tak są szczęśliwi, bo ich drużyna ma 12-punktową zaliczkę przed rewanżowym meczem w Lublinie. Czytaj także: Kibice mają dość gwiazdora. Proszą, żeby go wyrzucić