Tomasz Gollob to - przynajmniej na razie - najbardziej utytułowany polski żużlowiec w historii. W jego CV, poza historycznym złotym medalem indywidualnych mistrzostw świata, znajdziemy także osiem tytułów indywidualnego mistrza Polski, trzy złota młodzieżowego odpowiednika tych mistrzostw oraz siedem zwycięstw w drużynowej odsłonie krajowego czempionatu. Piękną karierę zmierzającą powoli ku końcowi przerwał w 2017 roku opłakany w skutkach wypadek. 23 kwietnia, podczas treningu motocrossowego na torze w Chełmnie, Gollob bardzo niefortunnie upadł i odniósł poważne obrażenia. Wśród nich, poza stłuczeniem klatki piersiowej i płuc, te najpoważniejsze w postaci złamanego kręgu w odcinku piersiowym kręgosłupa i uszkodzonego rdzenia kręgowego. To właśnie o tym, jak doszło do wypadku, co działo się bezpośrednio po nim oraz jak walczono o życie mistrza w pierwszych godzinach po zdarzeniu, opowiada film "Czas" w reżyserii Marcina Majewskiego, do niedawna szefa redakcji żużlowej w Canal+. Gollob w trakcie zdjęć do dokumentu po raz pierwszy od zdarzenia wrócił na miejsce wypadku by opowiedzieć, jak do niego doszło. Gollob walczy o powrót do pełnej sprawności Wypadek, który złamałby mentalnie wielu, nie złamał Tomasza Golloba. Film, poza aspektami dotyczącymi wypadku, opowiada też o ciężkiej pracy, którą Gollob wykonuje codziennie, bez blasku reflektorów i obecności kamer. Pomimo tego, że jego sytuacja jest bardzo trudna, mistrz świata z 2010 roku nie poddaje się i walczy o powrót do pełnej sprawności. Zwracają też na to uwagę organizatorzy Festiwalu. - Przejmująca opowieść o sportowcu, który ciągle walczy i wierzy, że znowu wygra kolejny wyścig. "Czas" to dokument o tym w czym i gdzie szukać radości, jak przekraczać ludzkie granice - piszą o filmie organizatorzy w festiwalowym opisie dokumentu o Tomaszu Gollobie. Czy film "Czas" zdobędzie nagrodę w konkursie? O tym przekonamy się w sobotę, 19 listopada, podczas ostatniego dnia 2. Festiwalu Polskich Filmów Sportowych. Zobacz także: Miliony nie poszły w błoto. Historyczne okno! Do Lecha im daleko. Tylko 25 procent wie o ich istnieniu Dla nich nie ma miejsca. Armia bezrobotnych