Końcówki obecnie trwającego sezonu Max Fricke zdecydowanie nie zaliczy do udanych. Seria pechowych zdarzeń dla Australijczyka rozpoczęła się nieco ponad tydzień temu, kiedy Grand Prix Szwecji zakończyło się dla niego wizytą w szpitalu i nieprzyjemną kontuzją lewej dłoni. Ostatecznie Australijczyk wygrał wyścig z czasem i zdążył wrócić do gry na rewanżowy mecz eWinner 1. Ligi. Niestety ten zaczął się dla niego źle, ponieważ uzbierał zaledwie pięć punktów w pierwszych czterech startach, a zakończył fatalnie, bo kolejnym wyjazdem ze stadionu w asyście medyków. W czternastej odsłonie dnia bezapelacyjny lider zielonogórskiej ekipy na pełnej prędkości wraz z Mateuszem Szczepaniakiem wpadł w dmuchaną bandę na drugim łuku. O ile Polak ostatecznie zdołał wystąpić w powtórce, o tyle Australijczyk dość długo leżał na torze, by ostatecznie wsiąść do karetki i udać się na szczegółowe badania. Te nie przyniosły dobrych wieści. - Doznałem złamania mostka, mam zbite płuca, pękniętą łopatkę, zwichnięty bark i wstrząśnienie mózgu - czytamy w oficjalnym komunikacie na Instagramie. Nie ulega więc wątpliwości, że dla 26-latka to definitywny koniec jazdy w tym roku. - Czeka mnie teraz długa rekonwalescencja, ale obiecuję iż w przyszłym sezonie będę gotowy na 100 procent. Przepraszam wszystkich zielonogórskich kibiców za mój wynik. Na pewno nie tego oczekiwałem - dodał. Jakub Miśkowiak przed wielką szansą Max Fricke co prawda sezon w polskiej lidze zakończył już wczoraj, lecz przed nim wciąż były między innymi najważniejsze spotkania w brytyjskiej SGB Premiership oraz przede wszystkim ostatnia runda tegorocznego cyklu Grand Prix na Motoarenie, gdzie na koniec chciał pokazać się organizatorom z jak najlepszej strony. W związku z absencją Australijczyka, przed toruńskimi kibicami w najbliższą sobotę zaprezentuje się Jakub Miśkowiak. Polski młodzieżowiec blisko był już startu w elitarnym cyklu podczas Grand Prix Szwecji, lecz wtedy walczył on z kontuzją i szansę otrzymał kolejny rezerwowy - Francis Gusts. Tym razem już nic nie stoi na przeszkodzie, by nasz rodak pojawił się na torze. Czytaj także: Gdy to zobaczyli, o mało nie spadli z krzeseł. Internet zapłonął