Spotkanie w Scubnthorpe od samego początku zapowiadało się na niezwykle problematyczne. Już w pierwszym łuku otwierającego zawody wyścigu kontuzję barku odnowił Ryan Douglas, Australijczyk związany na co dzień z Metalika Recykling Kolejarzem Rawicz, zaś w Wielkiej Brytanii lider właśnie Skorpionów. Kolejna gonitwa zakończyła się jeszcze gorzej. Na trzecim łuku jej drugiego okrążenia Joe Alcock z ogromnym impetem staranował dmuchaną bandę. Sprawa wydawała się na tyle poważna, że przerwano ściganie, a na murawie stadionu wylądował śmigłowiec ichniejszego lotniczego pogotowia ratunkowego. Żużel to niebezpieczny sport Załoga śmigłowca nie wzięła go jednak na pokład. W świetle podejrzenia złamania kości udowej uznano, iż rozsądniejszym wyborem będzie odesłanie go do szpitala w klasycznym ambulansie. Ścigania tego dnia już nie wznowiono. - Jak na złość do tego zdarzenia doszło akurat tego dnia, kiedy na stadionie była jedna karetka. W poprzednich spotkaniach mieliśmy dwie. Niewiele to jednak zmienia, bo tak czy siak musielibyśmy czekać na ich powrót do parku maszyn - tłumaczył mediom klubowym Rod Godfrey, promotor drużyny ze Scunthorpe. 23-letni Brytyjczyk przeszedł już niezbędne badania. Poinformował w mediach społecznościowych, że poza wspomnianą kością udową w wypadku ucierpiały również: druga noga i jeden krąg, ale stan tych akurat kwestii ciała jest póki co stabilny. - Jestem potwornie obolały, ale proszę obsługę szpitala dużo morfiny. Operację uda zaplanowano na poniedziałek. Najbardziej boli mnie jednak to, że nie mogłem przelecieć się tym helikopterem - dodał udowadniając, że poczucie humoru odzyskuje szybciej niż pełnię sił.