Spotkanie od samego początku toczyło się pod dyktando gospodarzy. ZOOLeszcz GKM pewnie wygrał dwa pierwsze wyścigi. Ich łupem padła nawet gonitwa młodzieżowców, co wydawało się tym większą sensacją, iż lider grudziądzkiej formacji juniorskiej, Kacper Pludra jest przecież wychowankiem Fogo Unii Leszno, który w macierzystym klubie nie potrafił przebić się do pierwszego składu. Trybuny przy Hallera 4 znów zagotowały się od emocji. Kibice zrozumieli, że ich zespół może sprawić psikusa wyżej notowanym leszczynianom. Pedersen znów w szpitalu Euforia trwała do trzeciej gonitwy. W jej powtórce na tor upadli Piotr Pawlicki i Nicki Pedersen. Na pierwszym wirażu Polak próbował wyprzedzić Duńczyka przy krawężniku, ale zdecydowanie przeszarżował, zahaczył jego maszynę i odwiózł do samego płotu. Wypadek z gatunku tych, w których ból da się poczuć nawet poprzez łącze telewizyjne. Na torze w mgnieniu oka pojawiły się dwie karetki, które odwiozły obu zawodników do miejscowego szpitala. Przeprowadzone tam badania wykazały, iż Pawlicki złamał obie łopatki, a Pedersen panewkę kości biodrowej. Trzykrotny mistrz świata raczej nie znalazł ostatnio czterolistnej koniczyny - ledwo wrócił do ścigania po przedziurawieniu płuca i znów musi udać się na chorobowe. Grudziądzki entuzjam przygasł jak wypalony papieros. Kibice doskonale zdają sobie sprawę z tego, jak ważnym filarem ich drużyny jest Pedersen. Mało kto wierzył, że bez niego Gołębiom uda się zagrozić najbardziej utytułowanemu klubowi w kraju. Ku zaskoczeniu wszystkich widzów, uraz kolegi podziałał na kujawsko-pomorskich zawodników jak motywacyjny kopniak w tylną część ciała. - Chcemy wygrać dla Nickiego - deklarował Krzysztof Kasprzak Łukaszowi Benzowi, reporterowi Canal+. Wygrali dla kolegi! Cała drużyna pojechała na maksimum swoich możliwości. Nawet Norbert Krakowiak, który dwukrotnie przeszarżował przy próbie wyprzedzania i upadł na tor, dołożył osiem piekielnie ważnych cegiełek do pięćdziesięciu punktów wykręconych przez swój zespół. W Grudziądzu zapomniano o ostatnich klęskach, a nawet niechęci do Kasprzaka i Pawlickiego. Pedersen pęknie z dumy, kiedy zobaczy wyniki dzisiejszego spotkania. Inna sprawa, że Unia nie postawiła gospodarzom większego oporu. Janusz Kołodziej co prawda dwoił się i troił w ratowaniu wyniku, ale nie znajdował wśród swoich kompanów zbyt wielu naśladowców. Jaimona Lidseya i Davida Bellego stać było co prawda na optymistyczne przebłyski, ale szanse na ligowe punkty pogrzebała mizerna dyspozycja Jasona Doyle’a. Australijczyk zmaga się z tak ogromnymi problemami sprzętowymi, że mistrza świata sprzed pięciu lat przypominał dziś tylko nazwiskiem. Porażka nie wpływa drastycznie na dalsze plany Fogo Unii. Wciąż trudno choćby wyobrazić sobie scenariusz, w którym podopieczni Piotra Barona wypadają z fazy play-off. Dla grudziądzan zwycięstwo oznacza przedłużenie snu o awansie do ćwierćfinałów, ale póki co - szczególnie w świetle absencji Pedersena - on również wydaje się mrzonką. Mimo to, niedzielne spotkanie zostanie w Grudziądzu zapamiętane na długo.