Henryk Żyto był jedną z najważniejszych postaci polskiego żużla w latach sześćdziesiątych XX wieku. W sezonie 1963 triumfował w rybnickim finale IMP, a w kolekcji miał jeszcze srebro i brąz krajowego czempionatu. Współtworzył reprezentację Polski podczas Drużynowych Mistrzostw Świata 1961 - pierwszej edycji turnieju, w której triumfowali biało-czerwoni. Był wychowankiem Unii Leszno, ale ostatnie 15 lat swej kariery spędził w barwach drużyny z Gdańska. Nad Motławą mieszkał do końca swego życia. Odszedł w 2018 roku. Miał 81 lat. Pomysł uhonorowania jego pamięci turniejem memoriałowym wydaje się genialny. Henryk Żyto to istna legenda, bez dwóch zdań zasłużył sobie na podobny zaszczyt. Niedzielne zawody były już czwartą odsłoną tej szlachetnej imprezy. Poprzednie trzy udało się zorganizować bez większych turbulencji. Tym razem wyszło zupełnie inaczej. Wybrzeże Gdańsk jak w westernie Na liście startowej turnieju próżno było szukać wielkich gwiazd. Nie ma w tym nic złego, wszak na kilka tygodni przed rozpoczęciem sezonu światowa czołówka ma bardzo napięty grafik. Żużel ma zresztą do siebie to, że nie potrzeba w nim wielkich nazwisk do oglądania ciekawych widowisk. Wystarczy wyrównana stawka i odpowiednio przygotowany tor. Niestety, nielicznie zgromadzeni na stadionie Wybrzeża kibice nie mogli liczyć na interesujące ścigania. Nawierzchnia toru w pierwszej serii przypominała pustynny piasek, więc spod kół zawodników wydobywały się niemal westernowe tumany kurzu, które skutecznie uniemożliwiały wyprzedzanie. Cóż, nie pierwsze nudne zawody, nie ostatnie. Nuda okazała się jednak dopiero początkiem problemów. Po pierwszej przerwie na równanie toru, zawodnicy rozpoczęli festiwal wypadków. Drugi łuk ewidentnie nie nadawał się do ścigania. Upadli tam Krzysztof Lewandowski, Lukas Fienhage, Piotr Gryszpiński czy Theo Bergqvist. Sędzia i obsługa zawodów robili co mogli by przywrócić wiraż do stanu używalności, ale okazywało się to niemożliwe. Zawodnicy albo dojeżdżali do mety w gigantycznych odstępach, albo nie dojeżdżali wcale, bo któryś z nich kończył ściganie leżąc na torze. Henryk Żyto zasługuje na więcej Z czasem Lewandowski i Fienhage wycofali się z zawodów, ich rywali zaczęła dopadać fala defektów, a do czternastego wyścigu wyjechali już tylko Żupiński i Tomas Jorgensen. Duńczyk starał się zachowywać pozory normalności i pokonywał wiraże na praktycznie pełnej prędkości, lecz junior Apatora nie zamierzał podejmować z nim walki i daleko z tyłu zabawiał kibiców jazdą na jednym kole. Tego było już za wiele. Sędzia Michał Sasień przerwał zawody. Pamięć o legendach jest bardzo ważna, każdy pomysł organizacji turnieju memoriałowego zasługuje na grad pochwał i oklasków. Organizatorzy zawodów pod tak szlachetnym patronatem muszą jednak pamiętać, że ciąży na nich dużo większa odpowiedzialność. Nazwiska ikon pokroju Henryka Żyty nie mogą być jedynie marketingowym chwytem, sposobem na przyciągnięcie kibiców na sparing. Stawiając pomniki dawnym bohaterom zadbajmy o wysokiej klasy marmur, nie sklejajmy ich na szybko z błota i gruzu.