O odpowiednią atmosferę w Częstochowie zadbali sami kibice. Tych na stadionie przy ulicy Olsztyńskiej pojawiło się dokładnie jedenaście tysięcy. Nikt spośród nich nie wyobrażał sobie porażki ukochanego klubu, który chyba już na dobre polubił się z domowym obiektem. Pokazał to chociażby pojedynek z Cellfast Wilkami. Częstochowianie właściwie od początku pokazywali, kto w tej parze jest zdecydowanie lepszym zespołem. Podopieczni Lecha Kędziory wysforowali się na prowadzenie po biegu z udziałem młodzieżowców, a następnie stopniowo powiększali przewagę. Nie to jednak najbardziej zaimponowało licznie zgromadzonym fanom na trybunach. Największą atrakcją niedzielnego widowiska były bez wątpienia same wyścigi. W niemal każdej gonitwie działo się co niemiara i osoby zazwyczaj wypełniające program w połowie drugiego okrążenia musieli szybko zmienić swoje nawyki. Piorunujące wrażenie robili zwłaszcza miejscowi. Nawet po słabym starcie Leon Madsen i spółka nie poddawali się, by z reguły przeprowadzić decydujący atak na ostatniej prostej. 28 maja oglądaliśmy tyle wspaniałych wyścigów, że ciężko wyróżnić ten najlepszy. Nie każdy reprezentant Tauron Włókniarza z tego powodu opuszczał park maszyn z uśmiechem na ustach. Ze złości kipiał Maksym Drabik. Kapitalnie rozpoczął on pojedynek, lecz w końcowej fazie przytrafiły mu się aż dwa defekty. Przed biegami nominowanymi 25-latek nie wytrzymał i udał się do busa. Ostatecznie wrócił do kolegów, jednak musiał przekonać go prezes Michał Świącik. Ostatecznie mecz zakończył się wynikiem 49:41 na korzyść gospodarzy. Cała już teraz ostrzy sobie apetyty na rewanż, który zapowiada się naprawdę imponująco. Raz, że Motoarena jest również stworzona do ścigania. Dwa, że nierozstrzygnięte są losy punktu bonusowego. Obie drużyny spotkają się ponownie dokładnie 25 czerwca, czyli już za niecały miesiąc. Wcześniej częstochowianie ugoszczą Fogo Unię Leszno, a torunianie pojadą na piekielnie trudny teren do Lublina.