Chyba w Zielonej Górze nie ma osoby, która nie lubi Jarosława Hampela. Polak ma świetne relacje z kibicami. Zawsze był pupilem zielonogórskiej publiczności. I nie ma co się dziwić. To świetny zawodnik, a także lojalny, bo nie przychodzi po to by "skasować". Zazwyczaj spędza w klubach co najmniej kilka sezonów. Kolejna młodość Hampela W tym sezonie Hampel nawet przebił oczekiwania kibiców swojej drużyny. Stał się prawdziwym liderem, który wielokrotnie ratował skórę Stelmet Falubazowi. Przez cały sezon jechał równo i dobrze, nie schodząc poniżej 7-8 punktów. W ubiegłym roku nie miał żadnego słabego spotkania. 42-latek zdecydowanie jest jak wino i przeżywa kolejną młodość. Znamienny jest fakt, że w 2017, będąc zawodnikiem klubu spod znaku "Motomyszy" zdobył średnią powyżej 2 punktów na bieg. Tego samego nie mógł dokonać przez 6 sezonów, gdzie był w Unii Leszno i Motorze Lublin. Wrócił do Falubazu i ponownie przełamał tę barierę, pokazując, że to tutaj jest jego żużlowy dom. Nie mówi ostatniego słowa, ma jeszcze rezerwy Pomimo świetnych rezultatów, jedno jest pewne, że Hampela stać na więcej. W PGE Ekstralidze miał lepszą średnią wyjazdową, aniżeli domową. To pokazuje, że rezerwa tkwi przede wszystkim w występach przy Wrocławskiej 69. Jeśli tutaj poprawi swój poziom to może być w absolutnej, ścisłej czołówce ligi. 42-latek w poprzednim roku miał czasami problem, aby dopasować się do domowej nawierzchni. Bywały spotkania, gdzie brakowało mu prędkości. Widać to było szczególnie podczas Derbów Ziemi Lubuskiej czy w spotkaniu z Krono-Plast Włókniarzem Częstochowa. Ten problem dotyczył większej części kadry Falubazu. W zasadzie tylko Rasmus Jensen był wyraźnie lepszy u siebie, aniżeli na wyjeździe.