Prezes strzela ślepakami Oglądam w tym sezonie mecze Stelmet Falubazu Zielona Góra, wczytuję się w komentarze pod postami na klubowych social mediach, wsłuchuję się w opinię ekspertów i mam wrażenie, że tam nic się nie zgadza. Każdy ciągnie rzepkę w swoją stronę i generalnie ma w nosie, co się stanie z tym klubem za rok, nie mówiąc już o dalszej perspektywie. Tam nie ma żadnej koncepcji, dominuje syndrom oblężonej twierdzy, a prezes Wojciech Domagała jest po to, żeby był i pachniał, albo wygadywał głupoty w zaprzyjaźnionej, lokalnej prasie. Jego wypowiedzi prostowali już Patryk Dudek oraz Piotr Protasiewicz, a więc żywe legendy Falubazu. W ten obraz strzelania ślepakami gdzie popadnie, idealnie wpisuje się też zwolnienie Piotra Żyto. Jeśli przy W69 planowali wysadzić menedżera z siodła, to wybrali beznadziejny moment. Wieniec rzucony na tor przez najwierniejszych kibiców porażce drużyny w Łodzi w pierwszym meczu ćwierćfinałowym eWinner 1. Ligi miał być symbolem rychłego pogrzebu utytułowanego ośrodka. Fani mają dość degrengolady jaką serwują im pupile od początku sezonu. Wcześniejsze rozmowy "motywacyjne" pod płotem nie poskutkowały więc fani postanowili uciec się do mocniejszego przekazu. Sympatycy Falubazu kipią ze złości i są zdegustowani tym, co ich pupile prezentują od początku sezonu. Skład zespołu był budowany z myślą o błyskawicznym powrocie do PGE Ekstraligi, ale rozgrywki pokazały, że chwiejna forma ekipy z grodu Bachusa, to tylko wierzchołek góry lodowej. Ucieczka z tonącego okrętu Falubaz od paru tygodni jest obiektem drwin, a dawni prominentni działacze biją na alarm, że okręt sygnowany logiem Myszki Miki za moment pójdzie na dno i podzieli los Titanica. W każdym razie rozkład "magicznych" zbliża się z prędkością światła. Wielu z nich boi się, że przy W69 za chwilę zostaną zgliszcza. Zawodnicy niespecjalnie chcą (i to widać) umierać z klub, z którego większość odejdzie po sezonie. Piotr Protasiewicz za parę tygodni kończy karierę, Max Fricke jest już jedną nogą w ZOOleszcz GKM-ie Grudziądz, Jan Kvech przebiera w ekstraligowych ofertach, a Mateusz Tonder ma po dziurki w nosie robienia za turystę i kewlar w jednym. Do ucieczki z przeciekającej łajby szykuje się też Krzysztof Buczkowski. Jest jeszcze Rohan Tungate, ale i on, gdy będzie tylko chciał, znajdzie sobie bez problemu nowego pracodawcę. Robert Dowhan, czyli prezes, pod którego wodzą Falubaz święcił największe sukcesy twierdzi, że nie wszystko jest jeszcze stracone, ale trzeba wziąć się do roboty. Faktycznie, na razie zielonogórzanie mają więcej szczęścia niż rozumu. W razie, nawet minimalnego zwycięstwa z Orłem wejdą do półfinału, a tam wpadną na lidera po fazie zasadniczej Abramczyk Polonię Bydgoszcz. Pokonanie tej przeszkody (w co trudno uwierzyć) mogłoby oznaczać częściowe odkupienie win i przynajmniej chwilowe wyprowadzenie statku ze sztormu na spokojniejsze wody.