Kamil Hynek, Interia: Obejrzałem kawałek listopadowej prezentacji drużyny Cellfast Wilków. Jako kapitan miałeś ten przywilej, że wszedłeś na scenę ostatni. Nikt nie zebrał z publiczności większej owacji, nawet nowa gwiazda zespołu - Jason Doyle. Czy ty w Krośnie masz już status Boga? - Chyba aż tak bym nie szarżował, ale wytworzyła się miedzy mną, a fanami Wilków wyjątkowa więź. Bardzo zżyłem się z miastem, kierownictwem klubu, kibicami i ludźmi dookoła. Mam tylko nadzieję, że po naszym debiucie w PGE Ekstralidze ta miłość nie przeminie z wiatrem. No i po awansie do elity zamieniasz się półprofesjonalisty w profesjonalistę pełną gębą. - Wy cwaniaczki lubicie złapać za słówka, ale skoro jesteśmy już w konwencji humorystycznej można tak to skwitować. W zeszłym roku przyświecał mi określony cel: zapracować na kontrakt w PGE Ekstralidze. Po wygraniu klasyfikacji na najlepszego zawodnika na zapleczu, nie dało się zrobić nic więcej, to była naturalna kolej rzeczy. Wyszło idealnie, ponieważ z moją obecną ekipą udało się awansować, a klub nie chciał ze mnie rezygnować. Lebiediew złapał się za kieszeń Często powtarzasz, że nigdy nie szczędzisz pieniędzy na sprzęt i przygotowania do sezonu. Ile wzrośnie w takim razie twój budżet zakupowy w porównaniu do poprzednich rozgrywek? - Wolałbym uniknąć szoku, dlatego jeszcze nie siadałem do komputera z porównywarką, ale jednak jakieś rozeznanie trzeba mieć i wiem, że koledzy łapią się za kieszenie. Nie ma co się czarować, jeśli planujesz duże inwestycje, trzeba liczyć się z pokaźnymi wydatkami. Zawodnicy mówią, że ceny poszły strasznie w górę. - Widać gołym okiem, że przebitki są kosmiczne. Surowy silnik GM kosztuje o około 12 proc. więcej niż jeszcze parę miesięcy temu. Z innymi komponentami wcale nie jest lepiej, bo podwyżka niektórych części waha się między 40-70 proc. Zsumujemy, to do kupy i wychodzi "piękna" kwota. A potem zostaje modlitwa, żeby wszystko wypaliło, inaczej można pójść z torbami? - Robiąc przelewy za faktury, przy panującej drożyźnie już przymykam jedno oko. Strach otworzyć stare zeszyty z rozliczeniami. Jeszcze kilka lat do tyłu, te same części dostałem prawie za pół darmo. Boję się, że po skrupulatnym przeanalizowaniu aktualnych cyfr całkiem się rozkleję (śmiech). Wyobrażasz sobie, że Krosno jest twoim ostatnim klubem i kończysz w nim karierę? - Czemu nie. Do tej pory klub wykonuje świetną robotę, rozwija się na każdym polu i dopóki będę potrzebny, a do tego moja forma będzie się zgadzać, nie mam zamiaru nic zmieniać. Lider Wilków porównuje się do Rosjanina z polskim paszportem Mimo wzmocnienia się Doyle’m i Krzysztofem Kasprzakiem jesteście skazywani na zażartą walkę o utrzymanie w PGE Ekstralidze. Waszym głównym konkurentem o uniknięcie degradacji ma być ZOOleszcz GKM Grudziądz, który niedawno dołożył do składu Rosjanina z polskim paszportem - Wadima Tarasienkę. Czy ten ruch powoduje, że o to upragnione zachowanie ligowego bytu będzie jeszcze trudniej? - Takie rozważania w ogóle nie spędzają mi snu z powiek. Szanuję Wadima jako sportowca i człowieka, bardzo się cieszę, że wraca, bo to świetny zawodnika i kolega, ale nie zapominajmy, że chłopak nie jeździł rok czasu. Nigdy nie zasmakował też ekstraligowego chleba i żaden z niego gwarant punktów. Ale było trochę tak, że GKM czekał na Tarasienkę jak na zbawienie. - Wadima można zestawić ze mną. Łączy nas ogromna rządza udowodnienia, że PGE Ekstraliga nas nie przerasta. Obaj wylewamy też hektolitry potu na treningach, żeby dopomóc szczęściu. Parę podejść do PGE Ekstraligi, z różnym skutkiem już zdążyłeś zliczyć. Tego ostatniego razu z ROW-em Rybnik w 2020 roku nie wspominasz jednak najlepiej, ponieważ zakończyliście sezon spadkiem. Teraz, na papierze Wilki mają teoretycznie mocniejsze zestawienie niż wy trzy lata temu. - Tej PGE Ekstraligi wówczas, to ja tylko liznąłem. W drugiej rundzie złamałem nogę i zabawa skończyła się zanim tak naprawdę zaczęła. Nie mogę tego przeżałować, bo czułem się znakomicie. Okej, różnicy bym nie zrobił, w tabeli raczej nie odbilibyśmy się od dna, gdybym nawet "walił" komplety, ale towarzyszył mi duży niedosyt. Powiem więcej, gdyby nie ten feralny uraz, dalej z powodzeniem występowałbym na najwyższym szczeblu. Nie zdążyłem się niestety wykurować, a to ze względu na pandemię był strasznie szybki sezon. Na otarcie łez pojechałem jeszcze w spotkaniu na torze w Lesznie, ale nie byłem w stanie normalnie utrzymać nogi na haku. Trafiłeś do punktu wyjścia. Trzeba było pozycję w żużlowej hierarchii budować od początku. - Musiałem mozolnie od nowa pracować na swoje nazwisko. Ale jestem już do tego przyzwyczajony, że los rzuca mi kłody pod nogi. Trochę jak w grze planszowej, "żre" ci i nagle wdeptujesz w pole z napisem: wracasz na start. Groźna kontuzja to nie wyrok, lecz prezesi od razu spychają cię na bocznicę, nikt nie chce brać kota w worku. Dla na nich na pierwszym miejscu jest wynik. - Rozumiem ich podejście, ale już z perspektywy zawodnika nie wygląda, to tak kolorowo. Nie ma w żużlu równowagi w przyrodzie. Pamiętam naszą rozmowę sprzed wielu lat. To było chyba po sezonie w Daugavpils. Pobyt w domu okazał się dla ciebie małym żużlowym czyśćcem. Tam się odrodziłeś, a jeszcze chwilę wcześniej zaliczyłeś poważny mentalny dół. - Wtedy byłem porozbijany psychicznie, ale obecnie głowę na zawody już zabieram. Z wiekiem człowiek nabiera dystansu, luzu. Chyba też wydoroślałem, staram się nie przejmować rzeczami, na które nie mam wpływu. Dzięki takiemu podejściu jestem spokojniejszy, zdrowszy i przestałem siwieć. Zrugał partnera z drużyny i wystąpił w żużlowym "Big Brotherze" Czytałem, że inauguracja w Lesznie będzie dla ciebie szczególna. - A to dlaczego? W Fogo Unii spotkasz Antoniego Mencela, którego wywołałeś do tablicy podczas ostrej tyrady skierowanej do partnera klubowego - Franka Karczewskiego na finale play-off w Zielonej Górze. Młodzieżowcowi nieźle się od ciebie oberwało, a całe zajście zarejestrowały kamery Falubaz.tv - Coś tam "wypikali" (śmiech). Zagrały emocje, buzowała adrenalina. W takich sytuacjach człowiek często działa w amoku, jak robot. To jasne, że nie moją intencją było obrażanie kogokolwiek. A ten Antek Mencel nawinął mi się na język przez przypadek. Akurat przechodził obok, przeczytałem nazwisko i poszło z automatu. Twoje kazanie jest hitem internetu. Wydaje mi się, że gdyby była prowadzona kategoria żużlowy cytat roku, miałbyś spore szansę na główna nagrodę. - Teraz naciąłem się ja, innym razem do żużlowego Big Brothera trafi ktoś inny. Dla mnie przytoczone zdarzenie, to też przestroga i niezła lekcja. Każdy zdaje sobie sprawę, że kamery są już praktycznie wszędzie, a jednak w ogniu rywalizacji wyłączasz się na amen i skupiasz na robocie do wykonania. Franek zrozumiał, że lepszej mowy motywacyjnej już chyba nigdy nie doświadczy? - Wjechałem mu na ambicję, co? A tak serio, z Frankiem mamy super kontakt. Trochę się pośmialiśmy, że my awansowaliśmy, a Falubazowi w ramach pocieszenia zrobiliśmy zasięgi pod nagraniem. Poczekam aż Franek zacznie kręcić fajne wyniki we Włókniarzu i zgłoszę się do niego. Po co? - To by oznaczało, że kilka krytycznych zdań nie poszło na marne i zasługuję na odpalenie paru groszy. Dobra, żartuję, a z tym moim monologiem wiąże się też zabawna historia. Menedżer reprezentacji Polski - Rafał Dobrucki, po zapoznaniu się z filmikiem powiedział, że mam niesamowity potencjał trenerski. Z tym, że nie użył słowa niesamowity (śmiech). Pójście w trenerkę, to pana pomysł przyszłość? - Najlepsze scenariusz pisze życie. Na razie jeszcze się nad tym nie zastanawiałem. A może żużel wyssie ze mnie tyle energii, że nie będzie mi się chciało na niego patrzeć patrzeć? Ale pozwól, że teraz ja Cię o coś zapytam. Tak? - Grasz w piłkę? Zdarzało się, ale obecnie już od wielkiego dzwonu. - To słyszałeś wielokrotnie, jakie z murawy lecą bluzgi, jak zawodnicy na siebie wrzeszczą nie przebierając w słowach. Po końcowym gwizdku nie poznajesz gości. Sielanka, zbijanie piątek, wspólne piwko. Wsparł chorego kolegę z toru Na koniec przeskoczmy na poważniejsze tory. Wsparłeś zbiórkę na leczenie zmagającego się z rakiem skóry Andrieja Kudriaszowa. - Sama wiadomość o chorobie Andrieja dosłownie zbiła mnie z tropu, ale nie wahałem się ani minuty, aby zaangażować się w pomoc. Postanowiłem przekazać na licytację złoty medal za zwycięstwo w eWinner 1. Lidze, kewlar, kask oraz rękawiczki, w których odjechałem ostatni mecz. Okulary wyrzuciłem w trybuny więc zestaw nie jest może pełny, ale na pewno wyjątkowy i historyczny. Na konto Andrieja wpadło 11 tysięcy, bo właśnie za tyle wylicytowano udostępniany przez ciebie pakiet. - Myślę, że sympatycznie będzie wyglądał w biurze firmy Freedom, która wylicytowała przedmioty. Andriejowi z tego miejsca, chciałem życzyć jak najszybszego powrotu do zdrowia, aby ten najważniejszy wyścig w jego życiu zakończył się zwycięsko. Zobacz również: Duże pieniądze od Marcina Gortata. Mówi o tym prosto z mostu