Pomysł wyjazdu był w głowie już od dłuższego czasu, ale oficjalne decyzje mogliśmy podjąć dopiero w grudniu, bo wtedy to ukazał się terminarz rozgrywek szwedzkiej ligi ice speedwaya. Wybraliśmy weekend 12-14 stycznia, podczas którego pierwotnie zaplanowano Mariestad, Gavle i Bollnas. Ten piątkowy turniej jednak bardzo wcześnie odwołano ze względu na plusowe temperatury zapowiadane w styczniu. Cóż, wybraliśmy się zatem na dwa pozostałe, Udało się złapać bilety lotnicze i noclegi w bardzo korzystnych cenach. Oczywiście jak zawsze w przypadku takich wyjazdów, zorganizowaliśmy sobie atrakcje dodatkowe, czyli hokej i być może bandy (odmiana hokeja popularna w Szwecji). Priorytetem był jednak rzecz jasna żużel. Spotkaliśmy się na lotnisku w Gdańsku w nocy z czwartku na piątek i wspólnie wylecieliśmy do Sztokholmu. Jako że mieszkamy w różnych rejonach, podróżowaliśmy na lotnisko w zasadzie indywidualnie. Muzeum... szachów i świerszczy? Gdy dolecieliśmy do Sztokholmu, wypożyczyliśmy auto którym mieliśmy zamiar przemieszczać się po Szwecji. Po drodze oczywiście zahaczyliśmy kilka atrakcji, między innymi ładny zamek w pobliżu miasta Uppsala. - Tam w środku jest muzeum szachów i świerszczy - powiedział nam starszy pan spotkany przypadkowo. Szachów i świerszczy? Zabrzmiało to dość głupio, wręcz idiotycznie. Okazało się, że to była nazwa muzeum, która brzmiała identycznie jak angielskie słowa "szachy" i "świerszcz". Było z tego dużo śmiechu. Obejrzeliśmy także trochę zabytków Uppsali, udaliśmy się na tor na którym niegdyś uprawiano w tym mieście ice speedway. Obok jest stadion Siriusa Uppsala, szwedzkiej drużyny grającej w ekstraklasie. Zaczęło się robić późno, czas do meczu hokeja leciał nieubłaganie, więc postanowiliśmy już nie jechać do hotelu, tylko od razu na halę. Droga wiodła przez dziki las. Była śnieżyca, wokół biegały sarny i zające. Absolutnie niepowtarzalny widok. Show jakich mało, kontrola jakich mało Wybraliśmy mecz drugiej ligi szwedzkiego hokeja - Brynas IF kontra AIK Sztokholm. Stacie zapowiadało się bardzo ciekawie i takie też było. Naprawdę widowisko na najwyższym poziomie, do tego wielka hala wypełniona ludźmi i głośny doping. Dla Szwedów jest to sport narodowy, więc trudno było się dziwić. Klub bardzo dobrze współpracuje z mediami, dzięki czemu zostaliśmy miło przyjęci. Bardzo zaskoczyła nas jednak restrykcyjna kontrola przed wejściem. Autor tego tekstu był w swoim życiu na kilkuset wydarzeniach sportowych i nigdzie kontrole nie był tak szczegółowo sprawdzany. Śmiem twierdzić, że kontrola przed wejściem na pokład samolotu nie jest nawet tak długa i restrykcyjna. Na szczęście ostatecznie każdemu z nas udało się wejść i obejrzeć świetny mecz zakończony wynikiem 5:3. Gavle przyjęło nas śnieżycą Pojechaliśmy po meczu do wynajętego domku, ale początkowo - tonąc w śniegu - nie mogliśmy się do niego dostać. Okazało się, że... wejście jest z drugiej strony. Na kolację kupiliśmy sobie miejscowy przysmak - raki w zalewie. Szału to one niestety nie zrobiły. Ku naszej rozpaczy znów nie udało się kupić słynnych szwedzkich śledzi surstromming. Ale i tak były one obecne przez cały wyjazd, bo opanowała nas mania "mówienia" po szwedzku, więc zaczęliśmy nazywać po polsku niektóre rzeczy, używając szwedzkiego przedrostka. Cóż, poczucie humoru czasem bywa ubogie. I tak oto w sobotni poranek dojechaliśmy do Gavle, gdzie - używając naszej nowego słownictwa - ujrzeliśmy piękny "surstadion w surśniegu". Jeśli ktoś był na ice speedwayu w Sanoku, to możemy powiedzieć że jest to coś podobnego, tylko że "bardziej". W Gavle jest dziko, śnieżnie, chłodniej i tak po prostu sympatycznie. Zero gwiazdorstwa, zero obnoszenia się. I kapitalny gulasz serwowany w tamtejszej kantynie. Naprawdę świetne przeżycie. Niebywałą rzeczą jest to, że jednym z najlepszych zawodników ligi był... 66-letni Stefan Svensson. Ten człowiek na żużlu jeździ już ponad 40 lat! mimo takiego wieku pokonywał rywali bez większych problemów. Czasami aż trudno było uwierzyć, że ten starszy pan tak dobrze sobie radzi. Wyglądał dosłownie, jak dziadek rywalizujący z wnuczkami. Coś niesamowitego i niemożliwego w klasycznym żużlu. Bandy przegrało ze zmęczeniem, ale nie żałowaliśmy. To był szok! - Jedziemy na to bandy czy nie? - zaczęliśmy się zastanawiać pod koniec zawodów. Bandy to coś podobnego do hokeja, tylko grane piłką. W dodatku miał być to mecz U17. Zrobiliśmy więc losowanie, z którego wyszło że nie jedziemy. Udaliśmy się więc do wynajętego domku. I przeżyliśmy istny szok. Za 250 zł dostaliśmy nowiutkę willę wyposażoną we wszystko. Coś niesamowitego. Początkowo myśleliśmy, że to jakaś pomyłka. Pierwszych kilkanaście minut zeszło nam na nagrywanie filmików i przesyłanie ich do rodziny. W Polsce za takie pieniądze można by co najwyżej wynająć szałas w Puszczy Białowieskiej. Byliśmy bardzo zadowoleni, że ostatecznie nie pojechaliśmy na bandy. Spędziliśmy w domku cały wieczór, rozmawiając i planując kolejne wyjazdy. Jeden z kolegów przez moment poczuł się jak Stefan Kraft, zaliczając długi lot ze schodów, ale na szczęście nic mu się nie stało. Poszliśmy spać, bo rano trzeba było jechać na kolejne zawody, tym razem w położonym około 20 minut drogi Bollnas. Dziura w bandzie? Żaden problem Gdy przyjechaliśmy do Bollnas, zastaliśmy tam prawdziwą zimę. Mróz i śnieg dawały się we znaki. Zauważyliśmy też, że tor na prostej nie ma band, w zasadzie jeśli ktoś tam uderzy, wyleci poza niego. Na szczęście do niczego takiego nie doszło. Obejrzeliśmy kolejne ciekawe zawody rozgrywane w naprawdę magicznej scenerii. Udało się nawet na jedną serię wejść na środek toru i z murawy oglądać zmagania. To rzadka możliwość. Zawody skończyły się o 16:30. Mieliśmy powrotny lot dokładnie za sześć godzin, a trzeba było jeszcze dojechać 230 km do lotniska i zatankować. Ruszyliśmy w drogę. Udało się wszystko zrobić bezproblemowo i punktualnie o 22:30 siedzieliśmy w samolocie. Przy okazji kolejny raz warto dodać, jak potężną - nie bójmy się tego słowa - patologię cenową mamy w Polsce. Szwecja uchodzi za bardzo drogi kraj, tymczasem pizza gotowa do odgrzania kosztuje tam 4 zł, gulasz na zawodach 12 zł, a hot dog 8 zł. Ile kosztuje w Polsce? Każdy dobrze wie.