Co dalej z Krystianem Grędą? Pewne jest tylko to, że nie będzie już dłużej zawodnikiem Stelmet Falubazu Zielona Góra. Strony nie doszły do porozumienia w sprawie nowej umowy. Teraz pewnie klub będzie dochodził, czy może liczyć na jakiś ekwiwalent. Z naszych informacji wynika, że Falubaz może dostać za Grędę najwyżej 30 tysięcy złotych. Krystian Gręda ma na stole oferty z PGE Ekstraligi Natomiast koło 13-latka już kręcą się ekstraligowe kluby, które bardzo, ale to bardzo chciałyby mieć taki talent w swojej stajni. Zawodnik ma na stole co najmniej trzy dobre oferty. Nie wiadomo jednak, czy z nich skorzysta. Menadzer Sandra Najmrodzka po awanturze z Falubazem (klub zarzucił jej, że zażądała 120 tysięcy złotych za sezon) nabrała wody w usta. Wcześniej tłumaczyła, że nie chciała 120 tysięcy, lecz połowę mniej i nie do kieszeni, ale w formie inwestycji w sprzęt, który miał zostać klubowy. Z naszych ustaleń wynika, że w pierwszych trzech latach Falubaz zainwestował w Grędę 58 tysięcy. 18 tysięcy w pierwszym roku, po 20 w dwóch kolejnych. Kto teraz będzie inwestował? Być może sponsorzy. Jest taki pomysł, by zebrać firmy, które wyłożą 120 tysięcy i podpisać kontrakt z klubem motocrossowym, czyli zrobić dokładnie to, co kiedyś Jakub MIśkowiak. Ten zdał licencję, jako zawodnik klubu z Wschowej, a potem związał się z Orłem Łódź. Miśkowiak dzięki takiemu rozwiązaniu był panem swojego losu. Od początku wieku juniorskiego podpisywał zawodowe kontrakty, a klub, z którym się wiązał, nie miał prawa do choćby grosza ekwiwalentu. 13-latek pójdzie w ślady Jakuba Miśkowiaka? Opcja Miśkowiaka, to oczywiście ryzyko. Gręda egzamin na licencję ma dopiero przed sobą. Nie wiadomo, co z nim będzie i co się do tego czasu wydarzy. Ewentualni inwestorzy wyłożą pieniądze, nie mając gwarancji, że to da efekt. Nie jest jednak wykluczone, że zaryzykują, a Gręda na tym skorzysta. Jeśli 13-latek pójdzie ostatecznie ścieżką Miśkowiaka, to w tym roku będzie miał swojego indywidualnego trenera i własny sprzęt. Będzie niezależny i nie będzie się musiał martwić tym, co dzieje się w klubie. Na przykład tego, że zmieni się władza, sztab szkoleniowy i nie będzie to zmiana na korzyść. A właśnie tego pani menedżer bała się najbardziej. Gdy Gręda przychodził do Falubazu, to wszystko było załatwiane z byłym już kierownikiem drużyny Tomaszem Walczakiem. Dopóki on był, nikt z teamu Grędy nie narzekał. Problemy zaczęły się, gdy Walczak odszedł. Przy strategii à la Miśkowiak żadne roszady Grędzie nie zaszkodzą.