Żużlowcy ze względu na przedłużającą się zimę na tory wyjechali z dwutygodniowym opóźnieniem - 14 kwietnia. Jak skrupulatnie wyliczył prezes gnieźnieńskiego klubu, rozgrywki najlepszej żużlowej ligi na świecie dla sześciu zespołów trwały zaledwie cztery miesiące i trzy dni. - To na pewno krótko, za krótko, aby wartość marketingowa tych ośrodków rosła i stawała się atrakcyjniejsza dla poważnych partnerów biznesowych. Za krótko, aby obiektywnie uzasadnić kosztowne utrzymywanie drogich obiektów o dość wąskiej specjalizacji - powiedział Rusiecki. Jak dodał, niezwykle trudną sytuacją dla klubów są koszty, które też de facto ponoszą nie przez cały rok, ale właśnie przez cztery miesiące żużlowej rywalizacji. - Jeśli kosztów nie udaje się zmniejszyć, to chociaż niech one rozkładają się na sześć-siedem miesięcy. Zadowolone byłyby też na pewno samorządy lokalne, bo uzasadnienie wydatkowania publicznych środków byłoby realne. Usatysfakcjonowani byliby także partnerzy biznesowi sportu żużlowego, gdyż wartość marketingowa i zasięg rozgrywek byłby większy. To także lepiej dla kibiców, którzy z jednej pensji nie musieliby płacić za dwa lub trzy mecze w miesiącu tylko na przykład za jeden. - Nie jest moim celem jednak krytyka aktualnego stanu rzeczy, ponieważ staram się mieć głębokie poczucie solidarności ze środowiskiem - wszak siedzimy na dokładnie tej samej gałęzi. Martwi mnie tylko, że niewielu decydentów chce słuchać głosu klubów, które płacą największe rachunki za funkcjonowanie żużla w Polsce - podkreślił Rusiecki. Jego klub, razem z PGE Marmą Rzeszów i składywęgla.pl Polonią Bydgoszcz opuścił szeregi Enea Ekstraligi. Prezes przyznaje, że Lechma Start zakończył sezon na finansowym minusie. Na finiszu rozgrywek gnieźnianie "oszczędzali na składzie" i zrezygnował z wystawiania drogich zawodników. - Nie ukrywamy swoich kłopotów finansowych, ponieważ byłoby to nieuczciwe wobec naszych partnerów, zawodników i przede wszystkim kibiców. Chcemy bowiem mówić prawdę, nawet jeśli spotykamy się przez to z konsekwencjami z ich strony - krytyką, oskarżeniami i pomówieniami. Taka postawa klubu wobec opinii publicznej nie jest standardem w polskim żużlu. Mimo, iż w kuluarach wiele mówi się o większych kłopotach w innych ośrodkach żużlowych, to jest to póki co tajemnica poliszynela. Uważam jednak, że polski żużel jest od kilku lat w pogłębiającym się kryzysie finansowym i tylko działając wspólnie, można go przetrwać i sobie z nim radzić. Interesy poszczególnych ośrodków są jednak rozbieżne i dlatego o to wspólne działanie tak trudno - stwierdził sternik Lechmy Startu. Zadłużone kluby mogą mieć kłopoty z otrzymaniem licencji - warunkiem jest m.in. spłacenie zaległości wobec zawodników. Rusiecki przyznaje, że proces licencyjny będzie trudny nie tylko dla Lechmy Startu. - Kłopoty z licencją pewnie dosięgną wiele klubów, być może kilka z nich nawet zada sobie pytania o dalszą egzystencję. Nie liczę, niestety, na solidarność, gdyż bogaci nie liczą się z biednymi, a biednych z kolei nikt nie słucha. Tak było i prawdopodobnie tak pozostanie - podsumował Rusiecki.