Wrocławianie wygrali głównie za sprawą Hansa Andersena i Krzysztofa Słabonia, którzy zdobyli po 10 punktów. Tylko "oczko" mniej zanotował na swoim koncie Jarosław Hampel, a 8 punktów wywalczył Tomasz Gapiński. Domowych porażek doznały faworyzowane ekipy z Częstochowy i Torunia. Lider Apator uległ Unii Leszno 41:49, a Włókniarz musiał uznać wyższość Polonii Bydgoszcz, przegrywając 44:46. Wrocławski Atlas pokonał u siebie mistrzów Polski, Unię z Tarnowa, jednak wrocławianie nie w pełni zrewanżowali się za wysoką porażkę w pierwszym meczu. Wobec tego punkt bonusowy pojechał do Tarnowa. Jednak sobotnim zwycięstwem żużlowcy Atlasu zapewnili sobie udział w czołowej szóstce Ekstraligi. W zespole gospodarzy pojawił się Duńczyk Hans Andersen, który ostatnio rozczarowywał swoją postawą szefów klubu. Wobec tego wrocławianie sięgnęli ostatnio po utalentowanego Szweda Antonio Lindbaecka. Tym razem czarnoskóry żużlowiec nie mógł pojawić się we Wrocławiu. Ponieważ w ubiegłotygodniowym meczu ligi angielskiej mocno poturbował się Robert Miśkowiak, trener Marek Cieślak postanowił ściągnąć na mecz z Unią Andersena. Duńczyk spisał się dobrze i razem z Krzysztofem Słaboniem był najskuteczniejszym jeźdźcem zespołu. W ekipie gości zabrakło lidera cyklu Grand Prix Tony Rickardssona, który narzeka na urazy po zawodach w Pradze. Widzowie czekali na pojedynki Tomasza Golloba z Jarosławem Hampelem, którego niektórzy zaczęli już nazywać najlepszym polskim żużlowcem. To spotkanie pokazało, że Gollob nie zamierza się jeszcze poddawać. Zawodnik Unii przy prowadzeniu gospodarzy 28:20 dwa razy z rzędu wygrał swoje biegi, raz jadąc w ramach rezerwy taktycznej, zmniejszając straty do czterech "oczek". Ponieważ jednak młodszy z braci Gollobów i Scott Nicholls nie mieli wparcia w reszcie drużyny, nic więcej nie byli w stanie osiągnąć. Szczególnie słabo zaprezentowali się tarnowscy młodzieżowcy. Janusz Kołodziej mówił po zawodach, że wciąż nie może rozgryźć toru na Stadionie Olimpijskim. W 13. biegu Hampel wywrócił się, za co został wykluczony z powtórki. Młody Polak miał potem pretensje do arbitra, że nie dopuścił czterech zawodników do powtórzonego biegu. Hampel uważał, że musiał upaść, bo Tomasz Gollob pojechał za szeroko. Było to drugie w meczu starcie tych dwóch żużlowców i drugie przegrane przez wrocławianina. Niespodzianką zakończyło się spotkanie XIII kolejki żużlowej Ekstraligi w Częstochowie. Faworyzowany Złomrex Włókniarz przegrał na własnym torze z BTŻ-em Budleksem Bydgoszcz 44:46. Gości do zwycięstwa poprowadził duet Andreas Jonsson - Robert Sawina, którzy łącznie zdobyli 31 punktów. We Włókniarzu słabo spisali się wszyscy poza Rune Holtą, ale i ten zawiódł w decydującym momencie. Początek spotkania należał do bydgoszczan. W biegu młodzieżowym Krystian Klecha oraz Krzysztof Buczkowski zdeklasowali swoich rówieśników z Częstochowy. Kolejne cztery biegi zakończyły się remisami. W trzecim biegu upomnienie za stworzenie niebezpiecznej sytuacji na torze dostał Michał Robacki, który nie opanował motocykla, wywożąc Grzegorza Walaska. "Robak" nie dowiózł jednak do mety trzeciej pozycji, bo na ostatnim łuku zanotował defekt motocykla. Dwa kolejne wyścigi należały do Włókniarza, choć uczciwie trzeba przyznać, że w znacznej mierze pomógł im pech. Najpierw w biegu szóstym ponownie defekt zaliczył Robacki. W biegu siódmym drugi do mety dotarł Klecha, ale został z wyścigu wykluczony z powodu braku tłumika, który odpadł mu w czasie biegu. Gospodarze poszli za ciosem i kiedy wygrali w biegu X podwójnie, kibice przy ulicy Olsztyńskiej mieli nadzieję na zdobycie punktu bonusowego, jednak rzeczywistość okazała się dla częstochowskich kibiców bardzo brutalna... Bieg XI to roszada Zbigniewa Ruteckiego, który wprowadził w ramach rezerwy taktycznej Andreasa Jonssona. Szwed wespół z Robertem Sawiną popisali się piękną jazdą parą, pokazując plecy najskuteczniejszemu zawodnikowi Ekstraligi, Ryanowi Sullivanowi. Bieg trzynasty przyniósł zwycięstwo gospodarzom 4:2 i dwa punkty dla Włókniarza zdawały się być pewne. Biegi nominowane przyniosły wielkie emocje. W przedostatnim wyścigu trener BTŻ-u po raz kolejny sięgnął po rezerwę taktyczną w osobie Roberta Sawiny. "Sawka" i "Pepe" wygrali start i pewnie zdobyli komplet punktów, mimo pościgu Sebastiana Ułamka. Jasne stało się, że punkt bonusowy powędruje do Bydgoszczy, ale zagadką było to, kto zdobędzie dwa punkty za zwycięstwo. Start do ostatniej gonitwy wygrał jadący z najbardziej zewnętrznego pola startowego, Robert Sawina, drugi był Rune Holta, a trzeci Andreas Jonsson. Jednak "Adrenalinas" nie zrezygnował z walki i przez cztery okrążenia nękał atakami Norwega z polskim paszportem. Obydwaj zawodnicy nie odpuszczali, a proste pokonywali na jednym kole! Ten znakomity bieg zakończył błąd Holty na ostatnim łuku, który skrzętnie wykorzystał Jonsson, zapewniając bydgoszczanom zwycięstwo. Bohaterami spotkania byli bez wątpienia Jonsson i Sawina. - Cały zespół spisał się znakomicie. Słabiej spisywaliśmy się w środkowej fazie spotkania, ale końcówka należała do nas. Czy zgodzę się z opinią Tony'ego Rickardssona, że tor w Częstochowie jest najlepszy na świecie? Nie do końca, są lepsze tory w Szwecji i Anglii, ale ten częstochowski nie jest zły - powiedział po spotkaniu Szwed. Robert Sawina tłumaczył natomiast przyczyny swojej bardzo dobrej dyspozycji w tym sezonie: - Włożyłem w przygotowania do tego sezonu bardzo dużo pracy, mam znakomity team. To w znacznej mierze przyczynia się do mojej dobrej dyspozycji. Zmiany rozpocząłem już w poprzednim sezonie na przełomie września i października i przyniosło to znakomite efekty. Przygnębiony porażką był prezes Złomreksu Włókniarza, Marian Maślanka: - Przegraliśmy bardzo ważne spotkanie, nie wiem co się stało z drużyną. Trudno zebrać teraz myśli i wysnuć wnioski, dlaczego tak się stało. Mam nadzieję, że w następnym meczu w Zielonej Górze zaprezentujemy się z dobrej strony i zwyciężymy. Bartłomiej M. Romanek Apator oddał pole Unii już na starcie, przegrywając podwójnie pierwszy wyścig juniorów. Od tej pory, aż do 11. biegu zawodnicy z Leszna byli niepokonani. Po pięciu wyścigach goście prowadzili 17:13, po dziesięciu już 35:25, a przed biegami nominowanymi przewaga stopniała do 40:38. Wynik spotkania rozstrzygnął się w 14. biegu, wygranym podwójnie przez leszczynian (bieg powtórzony po drugim już, podczas tego spotkania, wykluczeniu Andy Smitha). Już przed wieczornym niedzielnym meczem gdańscy żużlowcy wiedzieli, że stracili cień szansy na uniknięcie walki o utrzymanie w krajowej elicie. We Wrocławiu miejscowy Atlas pokonał mistrzów Polski z Tarnowa i gdański pojedynek nie miał tak dużego ciężaru gatunkowego. Żużlowcy Lotosu wygrali pewnie, choć jeszcze po piątym wyścigu był remis 15:15. Po udanym początku - m.in. dwóch zwycięstwach indywidualnych juniora Marcina Nowaczyka, żużlowcom z Zielonej Góry zabrakło atutów. Udana walkę z gdańszczanami toczył tylko były mistrz świata Nicki Pedersen, któremu tylko punktu zabrakło do "dużego kompletu". Nickiego Pedersena - który doskonale zna gdański tor, a przed kilkoma sezonami był współautorem awansu gdańszczan do Ekstraligi - pokonał jedynie w 12. gonitwie Robert Kościecha. Pozostali zawodnicy z Zielonej Góry zawiedli, szczególnie Rafał Okoniewski, który zapisał na swoim koncie jedynie trzy punkty. Ekipa z Gdańska była zespołem bardziej wyrównanym, po meczu gdański trener Grzegorz Dzikowski żałował, że przebudzenie jego podopiecznych nastąpiło tak późno, gdy nie ma już szans na zajęcie szóstego miejsca w tabeli. Bez względu na wyniki ostatniej kolejki sezonu zasadniczego zespoły Lotosu i ZKŻ spotkają się w meczach barażowych, które rozstrzygną kto bezpośrednio spadnie do pierwszej ligi, a kto szansy na utrzymanie szukał będzie w potyczce z wicemistrzem pierwszej ligi. Tymczasem równo przed dwudziesty laty, zespoły te toczyły zażartą walkę o tytuł Drużynowego Mistrza Polski. Wówczas lepszy o jeden punkt był zespół ówczesnego Falubazu. Zobacz wyniki i zdobywców punktów w ostatnich spotkaniach żużlowej ekstraligi