Czterech zawodników spośród stawki cyklu Grand Prix otrzyma dodatkowe punkty za najlepsze czasy w kwalifikacjach do zawodów. Zawodnicy będą startować po 4 w jednej grupie i najlepszy z każdej czwórki wejdzie do "finału", gdzie żużlowcy zmierzą się ze sobą pod taśmą. Najlepszy zawodnik otrzyma 4 punkty do klasyfikacji generalnej cyklu Grand Prix, drugi żużlowiec otrzyma 3 punkty, trzeci - dwa punkty i czwarty otrzyma jeden punkt. Nowe przepisy wejdą w życie na próbę Nowe przepisy obowiązywać będą w najbliższym sezonie tylko w trakcie dwóch imprez - w Warszawie oraz Cardiff. Idea "darmowych" punktów nie podoba się Leszkowi Tillingerowi. - Mi się to nie podoba. Punkty za darmo? Bez przesady. Punkty bez rywalizacji? Zawodnicy do tematu podejdą tak samo, jak wcześniej. Nikt na czasy nie będzie patrzył, a tylko i wyłącznie żużlowcy pozostaną przy sprawdzaniu nawierzchni. Może i któregoś zawodnika perspektywa dodatkowych punktów zmotywuje, ale wątpię. Zresztą ja jestem orędownikiem Grand Prix z 24 zawodnikami i eliminatorami, to miało swój klimat - tłumaczy Leszek Tillinger. Kibiców nie przybędzie Zdaniem Leszka Tillingera taki zabieg regulaminowy nie sprawi, że przed telewizorami zasiądzie więcej kibiców. Po części taki był zamysł organizatora, bo tajemnicą poliszynela jest, że kwalifikacji nie ogląda zbyt dużo widzów. - Kibice nie będą tego oglądać. Może ich minimalnie przybędzie, ale wątpię, by znacznie poprawiła się oglądalność - wskazuje Tillinger. Zmarzlikowi to bez różnicy Z perspektywy Bartosza Zmarzlika, nowe przepisy nie będą na niego oddziaływać. Zmarzlik kwalifikacje i tak traktować będzie rozgrzewkowo, badając tor. - Czasem jest tak, że kwalifikacje wygrywa słaby zawodnik, a taki Zmarzlik bada nawierzchnię i nie jedzie na pełnym skupieniu. Jemu to różnicy nie zrobi - podsumował Leszek Tillinger.