Za nami drugi sezon Maksyma Drabika po powrocie z zawieszenia. To nie jest już jednak ten sam człowiek oraz zawodnik. Mimo wszystko jako jedyny w Częstochowie wywiązał się ze swojego zadania. Wybrali syna kosztem ojca W 2018 roku rozeszły się drogi Sławomira i Maksyma Drabika. Ojciec od tamtego momentu nie pojawił się już w teamie swojego syna. W trakcie ówczesnego sezonu dołączył do częstochowskiego Włókniarza, gdzie pracował z młodzieżą. Wszystko do czasu, gdy w klubie pojawił się temat transferu jego syna. Sympatyków sportu żużlowego szczególnie poruszył list Maksyma, w którym odniósł się do jego relacji z ojcem. We wrześniu ubiegłego roku popularnego “Slammera" nie było już w Częstochowie. W tym roku pracował on już we Wrocławiu. Wszystko wynikało z tego, że do drużyny dołączył Maksym. 25-latek miał postawić warunek, iż dołączy do Włókniarza, jeśli ten pozbędzie się jego ojca. Tak się stało, choć wielu zwolenników tego ruchu wśród kibiców prezes Michał Świącik nie miał. Kasa ze spółki Skarbu Państwa w kolejnym polskim klubie. Będą potęgą? Ekscentryk jako jedyny nie zawiódł Angaż Drabika i Mikkela Michelsena miał poskutkować podjęciem walki o złoty medal. Sezon jednak od samego początku nie układał się po ich myśli. Praktycznie wszyscy zawodnicy mieli mniejsze lub większe problemy. Głównie z wahaniami formy, na czym cierpiał wynik drużynowy. Problemy były również, jeśli chodzi o sztab szkoleniowy. Kamery w parku maszyn jasno pokazywały, że trener Lech Kędziora sobie z nimi nie radzi, a kolejne tłumaczenia prezesa klubu torem były już nie do przyjęcia. Wszystko to nie dotyczyło Maksyma, choć i on miał swój wybryk. Stało się to w domowym meczu z FNS KS Apatorem Toruń, kiedy zanotował dwa defekty. Był wściekły i postanowił spakować się przed wyścigami nominowanymi. Do busa gnał za nim sam prezes Tauron Włókniarza. Ostatecznie jego średnia biegowa w tym sezonie wyniosła 1,840, co jest solidnym wynikiem. Mocne słowa. Tak ocenił prezentację Zmarzlika Szymon Makowski, INTERIA