Mówiono, że to talent, jakiego świat nie widział. Gdy tylko Jancarz pojawił się na żużlowych arenach, zaczął robić wokół siebie sporo szumu i zainteresowania. Momentalnie było widać, że będzie z niego "kawał zawodnika". Zaledwie trzy lata po dołączeniu do szkółki żużlowej zakwalifikował się do finału mistrzostw świata, zdobywając w debiucie brązowy medal! To był szok. Łącznie w finałach pojechał aż dziesięciokrotnie. Co prawda więcej medali nie zdobył, ale tak czy inaczej wyczyn godny podziwu. Jancarz miał potencjał na mistrza świata, i to niejeden raz. W finałach zawsze jednak czegoś brakowało. W Gorzowie Jancarz był niczym bóg. Porywał tłumy, skandowano jego nazwisko. Był liderem Stali, a do tego świetnie radził sobie w zawodach indywidualnych. Dwa razy wygrywał IMP, co w tamtych czasach dla niektórych żużlowców było niemal na równi z mistrzostwem świata. Stawał na podiach w Złotym oraz Srebrnym Kasku. To skończyło karierę Jancarza W 1984 roku zdarzył się koszmarny wypadek, który odcisnął piętno nie tylko na sportowej karierze Jancarza, ale na całym jego życiu. Podczas towarzyskiego meczu z Włochami, w Jancarza wpadł Valentino Furlanetto. Strącił go z motocykla i spowodował, że Polak z impetem uderzył w tor, wcześniej wylatując w powietrze. Dodatkowo otrzymał jeszcze cios w postaci "strzału" maszyn obu zawodników. Doznał wstrząśnienia mózgu i pęknięcia podstawy czaszki.Jak to zwykle się mówi, lepiej w żużlu pięć razy się połamać niż raz uderzyć głową. I tak też było w przypadku Edwarda Jancarza. Po tej kraksie totalnie się pogubił. Na torze przestał przypominać samego siebie, miewał zaburzenia neurologiczne. Był czasami nie do poznania. Potrzebował sporo czasu, by wrócić na tor. Zrobił to, ale choć początkowo prezentował się dobrze, cały czas się męczył i nie czerpał radości z jazdy. To już nie był ten Jancarz. Alkohol zniszczył Jancarza Gdy zmuszony do skończenia kariery Jancarz zdał sobie sprawę, że świat bez żużla dla niego nie istnieje, zaczął coraz bardziej uciekać w alkohol. Pił w zasadzie codziennie. W trakcie kariery także miewał z tym problemy, ale nie rzutowały one aż tak na jego życie. Jancarz nie potrafił odnaleźć się w nowej rzeczywistości. - Skończył się żużel, skończyło się życie - mawiał. To najlepiej obrazowało stan psychiczny zawodnika, do którego w wielkim stopniu przyczynił się oczywiście także opisywany wcześniej upadek.Pijany Jancarz był agresywny. Zupełnie inny niż na trzeźwo. Powodował awantury w domu, żona się go bała. Dochodziło do bardzo niebezpiecznych sytuacji, bo uzależnienie Jancarza było nie do zniesienia. Dodatkowo żużlowiec pogrążał się także społecznie. Coraz częściej można było go spotkać na ulicach, brudnego i zaniedbanego. Nikt nie mógł w to uwierzyć. Próbowano mu pomóc, wyciągano do niego rękę. Trudno było jednak zrobić cokolwiek, bo sam Jancarz nie za bardzo umiał pomóc sobie. Jancarza zabiła druga żona W 1988 roku Halina Jancarz oficjalnie przestała być żoną Edwarda. Były zawodnik poszedł jeszcze bardziej w alkohol i podczas jednej z imprez poznał znacznie młodszą od siebie striptizerkę, Katarzynę. Zauroczył się i było widać, że to może być dla niego szansa na normalne życie. Jancarz sprawiał wrażenie coraz lepiej radzącego sobie z nałogiem. Potrwało to jednak bardzo krótko. Znów zaczęły się awantury, ale druga żona już tak wyrozumiała nie była.11 stycznia 1992 roku Jancarz wrócił do domu kompletnie pijany, co rozwścieczyło jego partnerkę. Twierdziła, że był agresywny, zaczął jej ubliżać i grozić uduszeniem. W końcu w akcie desperacji żona Jancarza sięgnęła po nóż. - Mąż wyzywał mnie i używał wulgaryzmów. Krzyczał, że mnie zabije, chwytał mnie za ręce i szarpał. Potem wciągnął mnie do sypialni. W tym momencie, jakby odruchowo, broniąc się, uderzyłam go nożem, który trzymałam w prawej ręce i wybiegłam z pokoju - napisał portal gorzowianin.com.Jancarz nie miał żadnych szans na przeżycie. Pogotowie przyjechało szybko, ale zawodnik stracił zbyt dużo krwi. Lekarze znaleźli go klęczącego w łazience, ale jeszcze wciąż przytomnego. Miał jednak uszkodzoną tętniczkę międzyżebrową i krew lała się do płuc. Zmarł w wieku zaledwie 46 lat. Tak zakończyła się smutna historia jednej z największych gwiazd w historii polskiego żużla.