Dariusz Ostafiński, Interia: Możemy porozmawiać? Siergiej Gołownia, działacz żużlowy, mieszkaniec Równego: Syreny wyją, ale możemy. Nie idzie pan do schronu? - Nie. Muszę coś zjeść, głodny jestem. Nie boi się pan? - Kiedy 14 marca był atak rakietowy na wieżę telewizyjną niedaleko Równego, to też spałem w domu. Wszyscy wiemy, co tam się stało. Dziewięć osób zabitych, dziesięć rannych. Za co to wszystko? Nikt tego nie rozumie. - Od kilku dni oni atakują, kiedy my idziemy spać. Jak pracujemy, to jest spokój, ale zbliża się noc i zaczynają wyć syreny. Najważniejsze, że udało mi się załatwić w Polsce pomoc dla kilku młodych chłopaków z Równego. To są zdolne dzieciaki, mają po 15 lat, całe życie przed nimi. W Polsce będą mogli trenować, bo w Równem, w tym roku, żużla na sto procent nie będzie. Dlatego lepiej, jak pojadą, bo dla nich stracony rok to za dużo. A na wojnie i tak nie pomogą. Ja mam 40 lat, ja mogę nawet życie stracić, oni nie. Dlaczego pan tak mówi? - Dwóch kolegów w moim wieku dostało właśnie powołanie do wojska. Za chwilę się okaże, gdzie ich wyślą i co będą robić. Ja w każdej chwili mogę dostać wezwanie. Oczywiście pójdę, nigdzie nie będę uciekał. Jak wcześniej rozmawialiśmy, to Równe było obok wojny. Teraz ta wojna przyszła do was, do Równego. - Już nie jesteśmy z boku, ale mam nadzieję, że to długo nie potrwa. Nasze wojsko jest mądrze prowadzone, obrona miast jest solidna i skuteczna. Mówi się, że Rosja już by przegrała tę wojnę, jakby nie ich siła powietrzna. Atakują nas z Białorusi, Krymu i Morza Czarnego. A ten samolot, co zrzucił bomby nieopodal polskiej granicy, to wystartował z Saratowa, który jest położony dwa tysiące kilometrów od naszej granicy z Rosją. Ta wojna trwa już prawie trzy tygodnie. Jest pan zmęczony? - Trochę. Głównie jednak tym, że za dużo jest informacji. Mam wielu kolegów, wciąż ktoś dzwoni, rozmawiamy tylko o tej wojnie. A ja nie mogę ciągle o tym myśleć. Raz, że muszę od tego odpocząć, a dwa, że trzeba pracować. Klub ma biuro, rachunki trzeba zapłacić. W tym całym szaleństwie, między kolejnymi alarmami, człowiek chciałby normalnie żyć, zrobić coś pozytywnego. Tylko jak? - Może za chwilę się uda. Cały czas, z przerwami, trwają rozmowy między Ukrainą i Rosją. Nie ma już takiego napięcia, Rosja już nie naciska tak, jak wcześniej, już nie stawia twardych żądań. Może zrozumieli, że nie dadzą nam rady. Bo tu w Ukrainie nastawienie jest takie, że wszyscy chcą się bić za swój kraj. My tu nie chcemy mieć drugiej Rosji. Putin liczył na blitzkrieg, na to, że jego wojska podbiją Ukrainę w dwa dni. - Blitzkrieg? Wiem, tak się mówi. Cóż, Putin jest jak Hitler. A znak "Z" na czołgach i rosyjskim sprzęcie już teraz jest określany jako nowa swastyka. - A mówili, że to na Ukrainie sami naziści. Jednak to nie tak. Tu mieszkają normalni ludzie, którzy nie chcą z nikim walczyć. Jak ktoś atakuje, to musimy się jednak bronić. Mam nadzieję, że już niedługo. Słyszę, że Szojgu, minister obrony Rosji, mówi, żeby odwołać dowódców, którzy wydali rozkazy ataków na ludność cywilną. Coś mi się zdaje, że oni szukają sposobu, żeby na kogoś zrzucić winę i umyć ręce od tej zbrodni. To może oznaczać przygotowania do rozejmu. Proszę powiedzieć, co pan sądzi na temat zawieszenia Rosjan w polskiej lidze. - Najchętniej poprosiłbym o następne pytanie. Odpowiem jednak, że ja się z tym zgadzam. Wiem, że sportowcy nie zawinili, ale u nas umierają kobiety i dzieci i oni muszą zrozumieć, że odpowiadają za to, jako nacja. To jest też ich odpowiedzialność. Przeciwnicy zawieszenia Rosjan przekonują, że Putin nawet nie wie, co to żużel. - To prawda. Żużel jest w Rosji na uboczu, ale mają mistrza świata. Ktoś taki musi być konsekwentny w swoich działaniach. Nie może być raz w lewo, raz w prawo. Rozumiem, że młody człowiek może być jak chorągiewka, ale jak ktoś skończył 30 lat, to musi być stabilny, normalny. Musi wiedzieć, że jest odpowiedzialny nie tylko za rodzinę, ale też za swój kraj. Uważam, że Rosjanie jeżdżący w polskiej lidze mogli zrobić razem coś fajnego. Mogli już na początku określić, po czyjej stronie stoją i trzymać się tego. Wiem, że oni są najemnikami, że jeżdżą w Polsce, bo tam są pieniądze. Ja to rozumiem, nie krytykuję tego. Oni muszą jednak zrozumieć, że my straciliśmy swoje terytoria, że miasta są kompletnie niszczone przez ich wojsko, że giną dziewczyn i chłopaki. I to się dzieje, bo chcemy być niepodległą Ukrainą. Jak powiedziałem, oni muszą zdać sobie sprawę, że choć mieszkają w Polsce, to są odpowiedzialni za to, co robi ich kraj. Czyli dobrze zrobił polski związek, zawieszając Rosjan? - Tak. Swoją drogą ciekawe, bo by oni powiedzieli, jakby to Polska została zaatakowana przez armię Putina. Nie życzę wam tego, ale po prostu zastanawiam się, jakby oni wtedy zareagowali. Taki atak to byłby krytyczny moment dla nich, wtedy dopiero musieliby się jasno określić. Ludzie tłumaczą żużlowców z Rosji tak: oni nic nie mówią, bo się boją, bo w kraju zostały ich rodziny i tak dalej. - Oni na pewno się boją. Ja widziałem ostatnio manifestacje w Rosji, gdzie jeden protestujący został osaczony przez pięciu, sześciu ludzi ze służb. Czy któryś z rosyjskich żużlowców dzwonił do pana po wybuchu wojny? - Rozmawiałem z Emilem Sajfutdinowem. Powiedział, że ma nadzieję, że to się szybko skończy. Potem stwierdził, że chciałby mi jakoś pomóc. Ja mu powiedziałem, że jak chce pomóc Ukrainie, to jest taki zawodnik Marko Lewiszyn, który teraz przebywa w Polsce, ale jest bez sprzętu. Emil powiedział, że pogada z mechanikami, żeby zebrać dla niego wszystkie potrzebne części. Zebrał? - Jeszcze nie wiem, dopiero ma do mnie dzwonić. Bez względu na to, co z tego wyjdzie, mogę powiedzieć, że Emil to najbardziej inteligentny człowiek z tych Rosjan, co jeżdżą w Polsce. Polityka, to polityka, a ludzie, to ludzie. Jak powiedziałem, oni muszą wziąć na siebie część odpowiedzialności za to, co robi Putin, ale prywatnie nic do nich nie mam. Na pewno nie do Emila. O czym jeszcze rozmawialiście? - Mnie się bardzo spodobało jedno zdanie, które on mi powiedział. - Mogę mieć stracony rok, jeśli to ma w jakiś sposób pomóc w szybkim zakończeniu tej wojny. To są słowa mądrego człowieka. Głupi, by czegoś takiego nie powiedział. Poza Emilem dzwoniła do mnie Tatiana Sawina, córka nieżyjącego Andrieja Sawina, byłego szefa żużlowej federacji w Rosji. Nie wiedziałem, kto dzwoni. Ona się przedstawiła i płakała, a potem przepraszała za to wszystko. Była w szoku, bo zna Ukraińców, wielu z nich pracuje tam, gdzie ona mieszka. Stwierdziła, że Putin popełnił polityczne samobójstwo. Być może, ale na razie jest tak, że Putin przekracza kolejne granice. Właśnie zrzucił bomby blisko Polski. - To była prowokacja. Tak samo, jak zabicie amerykańskiego dziennikarza. On chce ruszyć NATO. On wie, że wschodniej Ukrainy nigdy nie opanuje, bo ta część najmocniej ciągnie do Europy. Już teraz mówi się, że chce oderwać ziemie zachodnie. To mu się jednak nie uda. Ukraina nigdy się na to nie zgodzi. Z pomocą zachodu i Polski wytrwamy. I proszę napisać, że bardzo dziękujemy za wsparcie z Żarnovicy, Rzeszowa, Tarnowa i Lublina. Zgłaszają się kolejne miasta i kluby. To ważne. Dzięki temu jest szansa, żeby ukraińskie centrum żużla, a takim jest Równe, przetrwało.