Siegiej Łogaczow do niedawna był największym ulubieńcem rybnickich sympatyków czarnego sportu, lokalnym bohaterem. Szeregi miejscowego ROW-u zasilił przed sezonem 2019 i z marszu wszedł w buty prawdziwego lidera drużyny. Był jedną z jej głównych podpór, gdy ta wracała do PGE Ekstraligi. Mimo sportowej klapy nie rozstał się z klubem po spadku i świadczył o jego sile także przed rokiem. Śląscy kibice wiele obiecywali sobie po jego dyspozycji także przed bieżącymi rozgrywkami, ale inwazja putinowskich wojska na Ukrainę i wiążące się z nią zawieszenie wszystkich rosyjskich zawodników storpedowało te plany. Łogaczow dostawał pogróżki Na przełomie lutego i marca Rosjanin zmagał się nie tylko z niepewnością dotyczącą dalszego rozwoju kariery, lecz także personalnymi kłopotami. Prezes Krzysztof Mrozek mówił wówczas Interii, że jego najlepszy pracownik otrzymuje groźby od kibiców. - Chwaliliście Siergieja Łogaczowa, pisaliście, jak to pięknie umiera za Rybnik, a teraz wysyłacie mu pogróżki. Nie podoba wam się to, że w czwartek, w dniu agresji, zrobił sobie zdjęcie z pączkiem. Nie dajmy się zwariować. On jest przeciwko wojnie i Putinowi. Jeśli macie coś do niego, to piszcie do mnie - apelował na naszych łamach. - Już prowadzimy działania, żeby zakontraktować innego zawodnika, choć będzie ciężko. A Siergieja musimy zatrzymać, bo nie wyobrażam sobie, żeby on miał wracać do Rosji - dodawał. Rzeczywiście, Mrozek szybko znalazł 27-latkowi nową pracę. Na czas swojego zawieszenia żużlowiec został przeniesiony do teamu młodego Kacpra Tkocza. Miał pomóc niedoświadczonemu juniorowi we wkroczeniu w świat dorosłego speedwaya. Pomysł wydawał się kapitalny, w całym Rybniku trudno byłoby wszak znaleźć człowieka lepiej nadającego się do roli mentora. Kiedy Tkocz złapał kontuzję, Łogaczow zaczął pomagać innemu juniorowi, Lechowi Chlebowskiemu. Później w mediach zupełnie o nim przycichło. Nazwisko Rosjanina wpadło z powrotem na tapet przed kilkoma dniami. Łogaczow wziął udział w zawodach ligi rosyjskiej, reprezentował zespół Wostoku Władywostok podczas spotkania z MeGa-Ładą Togliatti. Jego kolegą z zespołu był choćby Grigorij Łaguta, eks-zawodnik Motoru Lublin, który wzbudził złość całego polskiego środowiska, gdy w Tygodniku Żużlowym starał się usprawiedliwiać putinowską inwazję. Same rosyjskie rozgrywki budzą zresztą niemałe kontrowersje - na reklamujących je plakat widnieje często znak "Z" używany przez rosyjską propagandę jako symbol wsparcia dla żołnierzy walczących w Ukrainie. W świecie żużla coraz więcej osób nie boi się bez ogródek nazywać tej ligi "ligą Putina".