Zmarzlik powinien się określić Mamy połowę wakacji, jesteśmy przed najważniejszą fazą sezonu, a transferowa karuzela kręci się tak szybko, że można dostać zawrotu głowy. Chociaż mam wrażenie, że prezesi akurat w tym roku ruszyli na łowy znacznie wcześniej niż w poprzednich latach i pierwsze telefony do zawodników wykonywali już w maju, a teraz trwa wielkie bilansowanie zysków i strat. Za tydzień te składy w PGE Ekstralidze będą już pozamykane. Parę bomb transferowych wisi w powietrzu, a kwoty oferowane żużlowcom zwalają z nóg. Kiedyś sześciomilionowy budżet w elicie wystarczał na całą drużynę, a takiej inflacji nie było. Teraz podobny budżet, to koszt jednego żużlowca. Kosmos. W Polsce zawsze trwał wyścig szczurów. Sami szefowie klubów doprowadzali do tego, że te ceny były windowane. Ale jesteś tyle wart, ile za ciebie zapłacą. Pytanie brzmi, gdzie jest ściana, w którym momencie złamiemy magiczną barierę dziesięciu "baniek". W tej chwili brzmi to jak absurd, ale dawniej i podstawienie komuś kontraktu pod nos z dwójką z przodu groziło spadnięciem z krzesła. Dopóki działacze będą mieli w ręku potężny oręż w postaci środków publicznych i odkręconego szerokim strumieniem kurka z samorządów, dopóty będzie to zagrożenie dla całego systemu. Kontrakt telewizyjny na bajecznych warunkach, to duża wartość dodana, ale jednak kasa z kieszeni polskiego podatnika w ogromnym stopniu utrzymuje żużel w Polsce na tak luksusowym poziomie. W tej chwili sytuacja geopolityczna jest ekstremalnie niestabilna. Nie wiadomo, co będzie za zakrętem, a kluby zaciągają zobowiązania już na poczet kolejnego sezonu. Działają trochę po omacku, bo w pól roku świat się mocno zmienił i nikt tego nie był w stanie przewidzieć. Jeśli Bartek Zmarzlik odejdzie z Gorzowa do Lublina, a jest ponoć tego bliżej niż dalej, to będzie to transfer dekady. Rozumiem frustrację kibiców Stali, ale na ma co biczować chłopaka. Po zatrzymaniu poprzedniego prezesa zmieniło nieco postrzeganie klubu, a drużyna i sam Bartek siłą rzeczy oberwali rykoszetem. Całe zamieszanie, którego nie dało się uniknąć miały jakiś wpływ. Z marketingowego punktu widzenia i takiej ludzkiej uczciwości w relacjach ze środowiskiem, fanami, sponsorami wypadałoby ich nie trzymać za długo w niepewności. Bartek powinien publicznie określić się w ciągu kilku dni, bo nawet najbardziej brutalna prawda jest lepsza niż niedomówienia. To jest biznes, czasami nie warto kierować się emocjami. Bartek jest dorosły, wie co robi. Skoro tak wybrał, to pewnie uważa, że cumuje w spokojniejszej i stabilniejszej i bardziej intratnej finansowo przystani. Nie ma osób niezastąpionych, ale Zmarzlika w Stali zastąpić się nie da. Siła rażenia tej ekipy ucierpi. Nic nie jest dane na zawsze, można było się liczyć z tym, że takim moment w przyszłości nastąpi. Takie jest życie, ale świat na Bartku nie kończy. Tym najbardziej załamanym sympatykom gorzowskiej drużyny, na otarcie łez przytoczę taką ładną maksymę: żeby wrócić, trzeba kiedyś odejść. Akurat zielonogórzanie z krwi i kości doskonale wiedz, co czuje najzagorzalsza grupa fanów Stali. Oni podobne historie przeżywali w listopadzie i to podwójnie. Bo nie dość, że Falubaz spadał do eWinner 1. Ligi, to na dodatek z W69 żegnała się podobna ikona - Patryk Dudek. Trzeba było to przełknąć i przyjąć tę decyzję Patryka ze zrozumieniem. Kibice nie chcą puścić Michelsena Dużym szokiem, przynajmniej dla mnie są informacje o rzekomej zmianie barw przez Mikkela Michelsena. Kibice Motoru stanęli murem za kapitanem, bardzo się z nim zżyli i nie chcą transferu Duńczyka. Gdyby stworzyli z Bartkiem tandem, w Lublinie powstałaby maszyna, która zdominowałaby elitę na lata. Tylko, że takie nagromadzenie gwiazd, to nic dobrego dla samego produktu pod tytułem PGE Ekstraliga. Żeby uniknąć meczów do jednej bramki, przede wszystkim dla wyrównania szans warto pochylić się nad wprowadzeniem KSM-u. Wiele osób protestuje, że sztuczne regulacje nie są najfortunniejszym rozwiązaniem, ale jeśli dyskusja oparta jest o merytorykę i rzeczowe argumenty, to warto rozmawiać. Skupisko gwiazd w jednym klubie na dłuższą metę będzie trudne do akceptacji. Runda zasadnicza tegorocznych rozgrywek udowadnia tezy, że sześciozespołowe play-offy nie są żadną stratą czasu, a wręcz bardzo atrakcyjne. Dzisiaj emocjonujemy się układem par, kto z kim spotka się w ćwierćfinałach, choć jeszcze niedawno podnosiło się głośne larum, że połowa meczów jest o pietruszkę. Byłem ostrożny w spisywaniu na straty Betard Sparty Wrocław i Taia Woffindena. Prosiłem, żeby nie wysyłać trzykrotnego mistrza świata na emeryturę i wytykać mu, że w trakcie sezonu skacze ze spadochronem, bawi się w youtubera itp. To jest facet, który z dnia na dzień jest zdolny zamienić się w maszynkę do zdobywania punktów, a to powoduje, że wartość Sparty z miejsca rośnie o kilkadziesiąt procent. Wrocławianie namieszają, są niewdzięcznym rywalem i osobiście, nie chciałbym trafić na tak rozpędzoną Betard Spartę w pierwszej rundzie play-off.