Dariusz Ostafiński, Interia: Co robiłeś u Kima Nilssona? Maciej Markowski, dziennikarz Eleven Sports: Byłem w jego teamie kimś w rodzaju analityka. Robiłem statystyki skuteczności pól startowych i numerów przed kwalifikacjami. Dokonywałem też analizy wideo. Oglądałem mecze i zawody z tych torów, gdzie odbywały się rundy Grand Prix i wyciągałem z tego wnioski. "Dołożyłem cegiełkę. Dzięki mnie Kim Nilsson stawał w tej lepszej koleinie" I co z tego wyszło? - Nie zawsze przekładało się to na wynik. Czasem z przyczyn niezależnych. W Gorican spadł deszcz, a w Toruniu tor był inny niż przez ostatnie lata. Nawet Patryk Dudek to podkreślał. W tym, żeby wyciągnięte wnioski przełożyły się na wynik, najbardziej przeszkadzało jednak tych czternastu pozostałych uczestników. Robili to dość skutecznie. - Nikt jednak nie oczekiwał, że Kim będzie rozstawiał to towarzystwo po kątach. On miał jechać tak, żeby nie przynieść wstydu. I to zrobił, a ja dołożyłem jakąś tam małą cegiełkę do tego wyniku. Kosztowało to wiele wysiłku, ale to miało sens. Sporo było takich sytuacji, że dzięki mojemu monitoringowi toru, Kim stawał na polu startowym w tej lepszej koleinie. Rozumiem, że to było dla ciebie kompletnie nowe doświadczenie? - Jak chodzi o Grand Prix, to tak. Kiedyś sam próbowałem jeździć. Markowski opowiada, jak sam jeździł na żużlu. "Próbowałem" Gdzie? - Byłem w szkółce Sparty Wrocław jeszcze wtedy, gdy trenerem był tam Piotr Baron. To były dwa sezony, ale niepełne, bo miałem kontuzję, a potem popsuł mi się silnik. Nie nadawałem się do tego. Przeniosłem się na rok do Rawicza, do Piotra Żyto, a potem sobie odpuściłem. Jakbyś wytrzymał i się wybił, to teraz miałbyś miliony na koncie. - Miałbym kupę szmalu i łamał kości. W sumie trochę pojeździłem, ale zabrakło samozaparcia. Może jednak dobrze, że tak wyszło. Gaz odkręcałem, coś tam popyrkałem i to mi się teraz jakoś tam przydaje w pracy. Od 2019 komentuję mecze. Jako komentator nie zobaczyłbyś jednak z bliska tego, co miałeś na wyciągnięcie ręki, pracując dla Nilssona. - Jako dziennikarz widziałem to z bliska, ale faktycznie, będąc u Kima złapałem inną perspektywę. To była dla mnie prawdziwa nowość i wielkie wyzwanie z racji tego, co robiłem. W Pradze narobili takiego zamieszania z przygotowaniem nawierzchni, jakiego nigdy tam nie było i ja już sam do końca nie wiedziałem, co mam Kimowi powiedzieć. Bo raz polali przy krawężniku, a potem podrapali szeroką. To była kompletna paranoja. Musiały być niespodzianki. Wygrał Vaculik, który miał 1, 2, 1, 2 i trzy trójki. "Dwa razy się zdarzyło, że inni podchodzili i pytali" Jak dobry jest analityk Markowski? - Jestem coraz lepiej przygotowany. Nasiąknąłem. Myślę, że od tej strony mógłbym każdemu na swój sposób pomóc. Zresztą chyba żaden z pozostałych uczestników nie miał kogoś takiego. Dwa razy mi się zdarzyło, że inni podchodzili i patrzyli w te moje statystyki, kolorki, excele. Pytali, co to jest i czy mógłbym im pokazać i objaśnić. Nie mogłem, bo to było tylko dla oczu Kima. I jak powiedziałem, mam nadzieję, że w jakimś procencie mu to pomogło. Jedyny analityk w Grand Prix? - Chyba, że inni się tym nie chwalą. A ktoś taki się przydaje. Po kwalifikacjach w Teterow wiedzieliśmy, jaki numer wybrać. Kim go wziął, mimo że nie był w czołówce kwalifikacji i w turnieju doszedł do finału, gdzie był czwarty. Numer jedenaście dawał nam taki rozkład pól, jaki sobie życzyliśmy. Wybór dokonany z premedytacją bardzo nam się opłacił. Jak to się stało, że w ogóle on cię wziął do teamu? - Od słowa do słowa. Coraz lepiej operuję szwedzkim. Zaczęło się od gratulacji, potem była rozmowa o planach na przyszły sezon, jak to będzie wyglądało. Pomyślałem o tym, żeby dołączyć do takiego teamu. Powiedziałem Kimowi, co mogę wnieść i czy byłby chętny. Zaoferowałem mu coś unikatowego i on się zgodził. Pierwsza runda w Gorican była na próbę, potem dostałem wszystkie ciuchy teamowe i tak zostałem kimś w rodzaju analityka. Nilsson w Ekstralidze? "Trzeba mierzyć siły na zamiary" Nilsson wypadł z Grand Prix. Czy to oznacza koniec waszej współpracy? - Jakoś będę mu dalej pomagał. Zakolegowaliśmy się, poznaliśmy się dużo lepiej. Jak będę miał okazję, żeby się spotkać, współpracować, to na pewno z niej skorzystam. Na razie Kim szuka klubu. Miał zostać w Landshut, ale Niemcy wycofali się z jazdy w pierwszej lidze, więc teraz nie wiadomo, gdzie będzie. Szuka w pierwszej lidze, ale to jeszcze nic pewnego. Ekstraliga? - Na pewno nie. Raz, że nie ma miejsca w żadnym klubie, a dwa, że trzeba mierzyć siły na zamiary. Inna sprawa, że Kim zaliczył niezły sezon. W Bauhaus Ligan miał ósmą średnią. Na Ekstraligę to jednak za mało. To co zobaczyłeś, przyda ci się pewnie w dziennikarskiej robocie? - Już się przydaje. Oglądanie tych szesnastu gości ich rywalizacji od środka, to coś niesamowitego. To smakuje inaczej niż żużel oglądany z trybun. Widziałem z bliska ich emocje, jak oni to przeżywają. Największe wrażenie zrobiła na mnie jednak szybkość. Komentując, czas leci, kibicowi czasem się na meczu dłuży, a w parku maszyn wszystko dzieje się pięć razy szybciej. Widziałem, jak oni zmieniają te przełożenia, zębatki, jak wygląda, wymiana dyszy, czy wręcz całego motocykla. Rozumiem, że to robi wrażenie? - Tak, ale przede wszystkim pomaga lepiej zrozumieć ten sport. "Raz musiałem nim wstrząsnąć", przyznaje Markowski A jak on się z tym czuł. W końcu on także debiutował w Grand Prix. - Musiałem nim wstrząsnąć. To było w Pradze. Jemu się tak emocje udzieliły, że zaczął się zachowywać tak, jakby walczył o złoto. Powiedziałem mu krótko: wywalczyłeś sobie to miejsce i tego nikt ci nie zabierze. Dodałem, że ma się cieszyć, bawić, a nie oczekiwać tego, że zacznie góry przenosić. On chyba zrozumiał, że ma być "fun". Dwa tygodnie później awansował do finału. Bez presji, bez ciśnienia, bez oczekiwań. Mam nadzieję, że ta moja pogadanka się do tego przyczyniła. Rozumiem, że chętnie byś w tym został. - Wiele można z tego wynieść. Nie ma szkoły, która tego uczy. Tego trzeba doświadczyć. Być tam i poczuć to, co zawodnik. Zrozumieć niuanse. Choćby to, jak zachowuje się tor. Czy podrapana ścieżka daje korzyść? Co kryje się pod nasypaną nawierzchnią? Tych pytań jest mnóstwo. Mógłbyś zostać żużlowym mechanikiem? - Nie, na pewno nie. Nie czułbym się na siłach. To trzeba mieć zwinne ręce, czuć fach. A ja tego nie czuję. Natomiast doradcą czy analitykiem mogę być jak najbardziej.