Oczywiście niczego nie można przesądzać, każdemu trzeba dać szansę, ale ryzyko, że Enea Falubazem Zielona Góra szybko zaczną wstrząsać wewnętrzne konflikty, jest bardzo duże. - Już jeden Pawlicki to kłopot, a dwóch to może przepis na katastrofę - mówi mi jedna z osób pracujących w Fogo Unii Leszno, gdzie temat braci już przerabiali. Z jednym sobie poradzili, więc teraz podejmują ryzyko Pawliccy nie dają sobie w kaszę dmuchać. Obaj są trudni w prowadzeniu i trzeba być wyjątkowo zręcznym menadżerem, żeby sobie z nimi poradzić. Falubaz potrafił sobie poradzić w tym roku z Przemysławem (narzekali wyłącznie lokalni dziennikarze, z którymi zawodnik nie chciał współpracować i odmawiał wywiadów), więc za rok zaryzykuje z dwójką braci, licząc, że to da utrzymanie. Zielonogórzanie mogą się na tym pomyśle przejechać. - Piotrek Protasiewicz ich dobrze nie zna. Jeszcze nie wie, co to znaczy mieć ich dwóch w jednej drużynie - przekonuje mnie ta sama dobrze zorientowana osoba z Unii. Starszy z braci w tym roku nie sprawiał problemów Faktem jest, że w tym roku Falubaz nie miał możliwość poznać Przemysława Pawlickiego z tej gorszej strony. Zawodnik jeździł jak natchniony, robił dużo punktów, zajął drugie miejsce w klasyfikacji średnich 1 Ligi Żużlowej. Mało kto jednak zwrócił uwagę, że Przemysław wiele punktów robił na dystansie. Często z dużą łatwością objeżdżał rywali i wszyscy byli zadowoleni. W Ekstralidze nie będzie już jednak tak łatwo. Tam Przemysław będzie miał trudniejszych rywali i jeśli nie wygra startu, to na dystansie trudno będzie mu minąć wszystkich i robić w meczach dwucyfrówki. A to się może przełożyć na frustrację, a stąd już prosta droga do naprawdę niezłego zamieszania. Na początku w teamie zawodnika, a potem to się może przelać na całą szatnię. To rogate dusze. Z wieloma tunerami nie jest im po drodze Z Piotrem jest to samo ryzyko. W Betard Sparcie Wrocław tylko przez chwilę myśleli, że warto go zatrzymać na sezon 2024 kosztem Taia Woffindena. Gdy jednak Piotr zaczął wylewać w telewizji swoje żale, to szybko doszli do wniosku, że Woffinden będzie bezpieczniejszą inwestycją. Teraz nad rogatą duszą, jaką jest Pawlicki, będzie musiał zapanować dyrektor Protasiewicz. Z Pawlickimi jest jeszcze jeden kłopot. Poza trudnym charakterem mają też kłopoty na rynku tunerskim. Ryszard Kowalski, jedynka w branży, skreślił kiedyś Przemka, bo zamówił u niego silnik przed świętami, a potem zapomniał go odebrać. Mechanik poczuł się urażony. Z kolei u Flemminga Graversena bracia mieli podpaść tym, że ich tata otworzył kiedyś silnik duńskiego tunera, a tego się nie robi. Obaj mają więc ograniczone pole manewru. Jeśli wpadną w jakieś silnikowe turbulencje, to ciężko będzie im wyjść z kryzysu.