Dariusz Ostafiński, Interia: To jak liczny miał być desant ze Sparty do Apatora? Krzysztof Gałandziuk, nowy dyrektor eWinner Apatora Toruń: Na pewno miało być nas dwóch, bo tylu podpisało umowy. To jest ponad wszelką wątpliwość. Ja na dwa lata, toromistrz Grzegorz Węglarz też na dwa lata. Podpisaliśmy w tym samym dniu. On twierdzi, że niczego w pana obecności nie podpisywał. Cóż powiedzieć. Grzegorz postąpił, jak postąpił. Każdy ma prawo się rozmyślić, zmienić zdanie, przyjechać, przeprosić, powiedzieć, że nie chce, że nie może. On jednak poszedł w zaparte, a to, co stało się w następstwie, budzi mój wielki niesmak. Mało tego, brnie dalej, bo to, co Grzegorz powiedział w wywiadzie dla Sportowych Faktów, sprawia, że klub tak tego nie zostawi. Przygotowaliśmy się pod nową strukturę, zaciągnęliśmy pewne zobowiązania na podstawie podpisanej umowy, a tu takie coś. A wie pan, co się takiego stało, że toromistrz nie zdecydował się na przenosiny? Nie chcę spekulować. Mam swoją teorię, bo znam środowisko. To już jednak nie ma znaczenia. I żeby było jasne, to ja nie mam nic do Sparty, że zatrzymała Grzegorza. Natomiast mam problem z jego postępowaniem, bo dał słowo, bo podpisał umowę. Różne historie krążą na temat krótkiej przygody toromistrza Węglarza z Apatorem. Kibice skupiają się na tym, że przyszedł i załatwił złoto Artiomowi Łagucie, bo na piątkową rundę Grand Prix zrobił taki tor, że podium zajęli zawodnicy Sparty z Łagutą na czele. Rok temu Grzegorza nie było, a też zawodnicy Sparty zajęli podium. Rozumiem jednak rozgoryczenie kibiców. Ten niesmak, ta złość powodują, że pojawiają się takie komentarze i spekulacje. Miał być, a go nie ma i jeszcze dał wywiad, w którym nie ma zdania prawdy. I mówię to z pełną odpowiedzialnością. Ja nawet nie mam pewności, czy to mówił Grzegorz. Zresztą, po co tyle słów. Jeśli on mówi, że dostał umowę tylko na Grand Prix, to niech ją pokaże. On jednak tego nie zrobi, bo takiej umowy nie było i nie ma. On podpisał umowę na pracę w Apatorze na lata 2022-2023. Grand Prix było przy okazji, to miał być bonus, miał poznać ludzi, środowisko, w którym będzie pracował przez najbliższe dwa lata. Zostawmy toromistrza. Rozumiem, że o przenosinach trenera Dariusza Śledzia do Apatora mowy nie było? Nie. Darka nie było z nami w Toruniu, kiedy 31 sierpnia ustaliliśmy z państwem Termińskich warunki współpracy. Spędziliśmy wtedy trochę czasu, zjedliśmy obiad, pogadaliśmy, Grzesiek poznał miejscowego toromistrza Radka. Proszę opowiedzieć o kulisach rozstania ze Spartą? 27 sierpnia poinformowałem, że zmieniam otoczenie. Złożyłem wypowiedzenie ze skutkiem na 30 września, deklarując jednocześnie, że zostanę do końca sezonu, prosząc o wskazanie następcy, którego wprowadzę w zakres moich obowiązków, przekaże wszystkie prowadzone sprawy, deklarując każdą możliwą pomoc. Trudno posądzić mnie o działania nie fair. Jednak po pierwszym meczu play-off został pan zwolniony ze świadczeń. Prezes miał prawo podjąć taką decyzję. Nie mam o to pretensji. Myślałem, że zostanę do końca, ale brałem pod uwagę wariant, że to się nie uda. Sparta to prywatny klub i prezes mógł mnie zwolnić z dalszego świadczenia pracy. Teraz już tylko czekam na ostateczne rozliczenie. Sądzę, że warto wspomnieć, iż po tym czasie spotkałem się z prezesem dwukrotnie i koniec końców, podaliśmy sobie rękę. A dostał pan medal. Nie miałem szczęścia, by ten medal dostać. Uważa pan, że się należy? Siedem lat pracowałem w Sparcie, na pewno dołożyłem swoją cegiełkę do sukcesów. Można trenera Darka Śledzia zapytać o mój wkład. Jednak medalu nie dostałem i już. Taka decyzja klubu, a ja muszę z tym żyć. Nie do mnie należy ocena. Skąd pomysł na Apatora? Uważałem i to się nie zmieniło, że w Apatorze będę w stanie wykorzystać w pełni moje doświadczenie. Dostałem zapewnienie, że będę miał wolną rękę w kreowaniu i budowaniu struktur pionu sportowego. Przedstawiłem swój pomysł na to, jak to powinno wyglądać. Teraz już to realizuję, a wszelkie ustalenia są w mocy. Mam olbrzymie wsparcie ze strony Właścicieli klubu, pracowników i bardzo to sobie cenie. Czuję wielkie zaufanie, które jest dla mnie zobowiązaniem, a zrobię wszystko, aby temu podołać. Odpowiada pan za pion sportowy, więc rozumiem, że może pan zwolnić trenera? Dyrektor nie zatrudnia trenera. Od tego jest właściciel. A za co pan odpowiada? Za wynik, za przygotowanie toru do zawodów, za wszystko to, co jest ważne podczas meczu. To jedziecie z trenerem Tomaszem Bajerskim na jednym wózku? Tak, jedziemy na jednym wózku. Będziemy odpowiadać za wynik, a mój wpływ na to, co będzie się działo z drużyną, będzie znaczący. Kto będzie ustalał skład? My, to znaczy ja i Tomek. A kto będzie robił zmiany w trakcie? Zmiany będzie zgłaszał kierownik drużyny. Będziemy się z Tomkiem wspierać, podejmować najlepsze decyzje, bo pierwsza drużyna jest priorytetem, a wynik sprawą nadrzędną. Co z torem? Zrobię wszystko, żeby w Toruniu było ściganie. Ten tor jest wręcz do tego stworzony. Sposób przygotowania nawierzchni na Motoarenie będzie inny niż do tej pory. Będzie cały marzec na to, żeby zrobić tor, który będzie pasował zawodnikom, a przy okazji sprawi, że w Toruniu będą widowiska. Chodzi też o to, żeby tor był powtarzalny. Musimy znaleźć kompromis między atrakcyjnością, powtarzalnością, a tym, co najbardziej odpowiada zawodnikom. We Wrocławiu tor był w ostatnim czasie nudny. Przez ostatnie dwa lata nie odpowiadałem za tor. Nie dlatego, że mi się nie chciało, ale nie miałem czasu. Szeroki zakres obowiązków podczas zawodów sprawiał, że nie mogłem sobie na to pozwolić. Na torze trzeba być od rana i robić, a ja nie mogłem sobie na to pozwolić. To teraz panu powiem, że wielu kibiców cieszy się, że nie ma toromistrza Węglarza. A jak jeszcze zobaczyli, co zrobił z torem na pierwszą rundę Grand Prix, to utwierdzili się w przekonaniu, że ten człowiek nie zrobi toru gwarantującego widowiska. Ja mogę mówić o tym, co było, kiedy byłem odpowiedzialny za tor we Wrocławiu. Wtedy był najlepszy do ścigania, co potwierdzały statystyki, ale i nie tylko. Owszem, były czasami kłopoty z odbiorem, ale to wynikało z tego, że dla wielu komisarzy to było coś nowego, zwłaszcza, jak jest przygotowywany i jak wygląda na te przeklęte 4 godziny przed. Kiedy jednak osoby funkcyjnego zobaczyły, jak się zachowuje podczas zawodów, jakie daje możliwości i widowiska, że nie tworzą się dziury i nie ma żadnych incydentów, kiedy przekonali się, że to nowe nie jest takie złe, to sytuacja się zmieniła. Komisarze, z którymi toczyliśmy boje, już się nas tak nie czepiali. Jako ciekawostkę, można powiedzieć, ze dzisiaj jest to w regulaminie jako zalecenie. Wrocławski tor za czasów Węglarza przestał być jednak atrakcyjny. Na pewno ilość mijanek w ostatnich dwóch latach spadła i to są fakty. To chyba nie ma czego żałować? Na pewno nie ma już tego tematu i szkoda tylko tego niepotrzebnego całego, tego medialnego szumu. Mógł przyjechać, przeprosić, podpisać aneks o rozwiązaniu umowy i byśmy w ogóle o tym nie mówili. Słyszałem, że biuro ma pan blisko toru i parku maszyn. O to poprosiłem na samym początku! Bo jak coś mamy robić, to musimy mieć ze sobą kontakt. Trudno, żeby z każdą sprawą biegać do biur zarządu, które są po drugiej stronie. A jak pana przyjęli miejscowi? Został pan zaakceptowany, czy też jest pan, jak ciało obce? To nie jest schadzka u cioci, tu każdy wie, co robić. Jednak muszę powiedzieć, iż jestem mile zaskoczony i patrze na to bardzo pozytywnie. Już prawie wszystkich poznałem, jesteśmy po wielu rozmowach i ustaleniach, część z nich już wprowadzamy w życie. A jak będą mnie oceniać? Czas pokaże. O co jedziecie? Nie będę fałszywie skromny i powiem, że o najwyższe cele. To jest żużel, wiele może się zdarzyć, jedna kontuzja czy gorsza dyspozycja lidera w kluczowym momencie może nam pokrzyżować szyki, ale plan jest taki, żeby jechać dwadzieścia spotkań. Walczymy o najwyższe cele, najlepiej byłoby zdobyć złoto, ale zachowujemy pokorę i koncentrację, bo sport to szereg zmiennych. Jednak, jak nic złego się nie stanie, to stać nas na wszystko. Pan pewnie marzy o finale ze Spartą? Fajnie by było, ale najpierw tak my, jak i oni, muszą się tam znaleźć. Pamiętajmy, ze tych chętnych jest więcej. Każdy jedzie o swoje. Na papierze można różne kalkulacje robić, ale trzeba się patrzeć na siebie i robić swoje. Na początek trzeba doprowadzić do ładu tor, tak żeby stwarzał pełną gamę możliwości naszym chłopcom. To są ofensywnie jeżdżący zawodnicy, potrafią się ścigać i na tym musimy opierać swoją filozofię i optymizm. Sprzętowo na pewno będą gotowi. Poza torem trzeba też pomyśleć o przyszłości, zbudować struktury. Myślę o pracy z młodzieżą, za którą będą odpowiadać Tomek Zieliński i Jan Ząbik. Tym, co już widziałem, można być zbudowanym. A Sparta dobre transfery zrobiła? Oczywiście, że tak. Tam są fajni zawodnicy. Ja nie wiem, czy Kowalski będzie wart swojej ceny, czy okaże się talentem, za jaki wszyscy go uważają. On zdobył w tym roku 8 punktów, a pól Ekstraligi się o niego zabijało. W tym Toruń. Tak i on podał właścicielowi rękę, po czym stało się to, co się stało. Macie na telefonie zdjęcie Kowalskiego w koszulce Apatora. Nie odpowiadam za stronę marketingową, więc nie wiem. Natomiast wiem, że dla pana Termińskiego słowo jest droższe od pieniędzy.