Dwunastokrotni mistrzowie Polski tym razem w niedzielę wybrali się do Krosna, gdzie wbrew pozorom nie byli bez szans. Miejscowi parę razy mieli już problemy z dopasowaniem się do własnego obiektu. Dowód? Chociażby porażka z Abramczyk Polonią Bydgoszcz czy zaskakująco niska wygrana nad Trans MF Landshut Devils. Grzegorz Zengota i spółka marzenia o zwycięstwie musieli jednak porzucić szybciej niż zakładali nawet najwięksi pesymiści. Po dwóch seriach startów gospodarze wysforowali się na przeogromne, czternastopunktowe prowadzenie. Wówczas kibice na stadionie i przed telewizorami zastanawiali się nie nad tym kto wygra, a jak bardzo Cellfast Wilki odjadą rywalom. W ekipie prowadzonej przez Ireneusza Kwiecińskiego nie zawiódł praktycznie żaden z seniorów poza kiepsko spisującym się Rafałem Karczmarzem. Wychowankowi Stali Gorzów wciąż daleko do osiągnięcia stabilizacji i jego tegoroczne wyniki przypominają jedną wielką sinusoidę. Zespół gości zmagał się z zupełnie innymi problemami. O ile każdy centymetr toru gryzł na przykład nieopierzony Paweł Trześniewski, o tyle znów zawiódł Nicolai Klindt. Duńczyk po dobrym debiucie w barwach rybnickiego zespołu wpadł teraz w jakiś kryzys i najwyraźniej nie potrafi z niego wyjść. Sympatycy ROW-u zadowoleni mogli być właściwie tylko z postawy Grzegorza Zengoty oraz Krystiana Pieszczka. W dwójkę jeszcze jednak nikt meczu nie wygrał, dlatego starcie zakończyło się wynikiem 51:39 na korzyść Cellfast Wilków. Krośnianie dzięki zainkasowaniu kolejnych punktów do tabeli, właściwie zapewnili sobie awans do fazy play-off. Obecnie plasują się oni na znakomitym, trzecim miejscu i to pomimo dwóch zaległych potyczek względem najgroźniejszych przeciwników. Zupełnie inne humory panują na Śląsku. Jeden z najlepszych polskich klubów w historii znalazł się nad przepaścią i póki co nie widać światełka w tunelu. Najbliższa szansa na przełamanie 10 lipca, kiedy to na ich teren zawita Zdunek Wybrzeże Gdańsk.