Roman Tajchert był wychowankiem Falubazu Zielona Góra. - Pamiętam go z tamtych czasów, jako bezkonfliktowego i spokojnego człowieka - mówi nam Jan Krzystyniak, także były zawodnik Falubazu. - On się nikim nie kłócił, nie wychylał się, stał z boku. To przykre, że nie żyje. Nie wiedziałem, że chorował, bo dawnośmy się nie widzieli. Roman Tajchert dwa razy wprowadzał Ostrów do elity Zaczynał w Falubazie, ale najbardziej znany jest z okresu jazdy i pracy w Ostrowie. - Jako zawodnik był solidnym pierwszoligowcem - wspomina Marek Cieślak, były trener kadry, a obecnie ekspert Canal Plus. - Potem został trenerem, który dwa razy wprowadzał Iskrę, bo tak się wtedy nazywał klub, do Ekstraligi. Z pracy w roli trenera pamięta go Bartłomiej Czekański, felietonista Tygodnik Żużlowego, który pod koniec lat 90-tych pracował w klubie z Ostrowa. - Na początku robiliśmy sobie pod górkę, bo on widział we mnie gówniarza z Wrocławia, który przyszedł i chce rządzić - opowiada Czekański. - On forował swojego syna Przemka, a ja Tomka Jędrzejaka. My się często o to kłóciliśmy. Przemek to był dobry zawodnik, ale ja stawałem za Tomkiem, żeby wyrównać szanse. Pamiętam też taki mecz, gdzie przyjechał ściągnięty przeze mnie Mark Loram. On był walczakiem, a Romek zrobił mu twardy tor i Loram wypadł słabo. Tajchert był elegancikiem w czarno-białej skórze - Z czasem zostaliśmy najlepszymi przyjaciółmi. Usiedliśmy i pogadaliśmy. Wspólnie uznaliśmy, że te spory nie mają sensu. Ostatnio czasami do siebie dzwoniliśmy. Romek to był zawodnik i trener z tego ostrowskiego czuba. Jako zawodnik jeździł w czarno-białej skórze. To był taki elegancik. A jak był trenerem, to butami handlował, żeby dorobić. Pamiętam, bo sam jedną parę od niego kupiłem - przypomina Czekański. Tajchert był bardzo konkretnym człowiekiem i naprawdę dobrym, trochę niedocenianym trenerem. On miał dużą wiedzę i potrafił ją zawodnikom przekazać. Chorował od pewnego czasu. Kilka dni temu ktoś nawet przekazał wiadomość o jego śmierci. Przedwcześnie, choć już wtedy jego stan był ciężki, a jego bliscy informowali, że jest otoczony opieką i bardzo, ale to bardzo potrzebuje spokoju. Przemysław i Piotr, synowie Romana, także jeździli na żużlu. Przemek pracował też jako mechanik u Fredrika Lindgrena i Mateja Zagara.