Szczepaniak całą zimę spędził na walizkach Naprawdę żal mi Mateusza Szczepaniaka. Zawodnik robił sobie duże nadzieje, że po udanym sezonie na zapleczu PGE Ekstraligi, ponownie zagości w elicie i znów prawdopodobnie wyjdą z tego nici, marzenia o jej podboju będzie trzeba odłożyć na półce. To już raczej kwestia czasu, kiedy żużlowiec zobaczy na swoim telefonie nazwisko prezesa GKM-u Marcina Murawskiego, a ten przekaże mu przykrą informację, że może sobie szukać nowego klubu w 1. Lidze Żużlowej. Kilka miesięcy wcześnie podobnego "liścia" wymierzyli mu działacze Cellfast Wilków, z którymi świętował historyczny awans do grona najlepszych ekip w kraju. Zawodnik ustalił warunki pozostania na Podkarpaciu, ale dżentelmeńska umowa ustna przestała obowiązywać, gdy krośnianie znaleźli sobie ich zdaniem lepszy model. Zawodnik miał o to duży żal. W zimie doszło do nieoczekiwanej zamiany miejsc. Krzysztof Kasprzak uciekł z Grudziądza do Krosna, a GKM Szczepaniakiem w popłochu łatał dziurę po byłym reprezentancie Polski. Jeszcze wtedy nie przyszło mu do głowy, że za chwilę kolejny raz będzie przepakowywał walizki. Na pocieszenie Szczepaniakowi zostanie piękna koszula z prezentacji GKM-u z napisem PGE Ekstraliga. PGE Ekstraliga ciągle go zdradza Generalnie małżeństwo Szczepaniaka z elitą ma status, to skomplikowane. Żona, czyli PGE Ekstraliga na każdym kroku go zdradza, a on do niej próbuje bezskutecznie wrócić. Kiedy ROW jeździł w PGE Ekstralidze 36-latek też był traktowany jak piąte koło u wozu i tak naprawdę nie dostał dostatecznej szansy na pokazanie, czy się do niej nadaje. Szczepaniak może się czuć jak gorący kartofel przerzucany z rąk do rąk. Rzadko się zdarza, żeby być wykolegowanym w dwóch klubach na przestrzeni jednego okienka transferowego. Nie mogę też oprzeć się wrażeniu, że GKM potraktował Szczepaniaka jak Kasprzak GKM. Czyli bez żalu. Pierwszym sygnałem, że grudziądzanie coś majstrują na boku, było utrzymywanie w tajemnicy wypożyczenia Gleba Czugunowa. Zawodnicy byli w ciężkim szoku, kiedy zobaczyli Rosjanina z polskim paszportem na prezentacji zespołu. Nikt ich kulturalnie o tej "wspaniałej niespodziance" nie raczył poinformować. Przyspieszona procedura nadania naszego obywatelstwa Wadimowi Tarasience też wygląda na skrzętnie zaplanowaną akcję. A ostateczna wiadomość o tym, że dawny członek kadry narodowej "Sbornej" będzie wliczał się do puli Polaków okazała się gwoździem do trumny, jeśli chodzi o przyszłość Mateusza w GKM-ie. GKM zagrał swoją rolę świetnie. Za efekty specjalne i ubarwienie giełdy przyznałbym Oscara. Podejrzewam, że rozgoryczony Szczepaniak, który wyszedł w Grudziądzu na opcję bardzo awaryjną nie zgodziłby się z tą interpretacją i wręczyłby tamtejszym szefom Złotą Malinę. Jest od noszenia fortepianu W składzie grudziądzan zrobiło się ciasno jak w ulu. Niewykluczone, że w ślad za Szczepaniakiem pójdzie Norbert Krakowiak. On znajduję się w o tyle uprzywilejowanym położeniu, że tej PGE Ekstraligi w poprzednich latach zasmakował. No i jest dużo młodszy od Szczepaniaka. Spać spokojnie może za to Gleb Czugunow. Drugie wypożyczenie tego samego żużlowca blokuje regulamin. Może nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Szczepaniak ma już wyrobioną markę na torach pierwszoligowych. Kilka klubów przyjmie go z otwartymi ramionami i jeszcze sypnie niezłym groszem. Taka Abramczyk Polonia Bydgoszcz, czy Zdunek Wybrzeże Gdańsk już czają się w blokach. Są zawodnicy od noszenia fortepianu, czyli wyrobnicy, rzemieślnicy, którzy nie odpalają na torze fajerwerków, ale są dość skuteczni. Drugą grupę tworzą wirtuozi od grania na nim, czyli gwiazdy, dla których kibice z wypiekami na twarzy pędzą na stadiony. Szczepaniak jest klasycznym przykładem żużlowca z pierwszej kategorii. Szczepaniak nigdy nie był zawodnikiem z okładek gazet, talentem czystej wody. Od zawsze musiał coś udowadniać. Stworzył wokół siebie aurę zawodnika niezwykle ułożonego, grzecznego, wyważonego i być może właśnie dlatego cierpi. Bo ten kto ma miękkie serce, ten ma zazwyczaj twarde cztery litery.