Niektórzy pewnie stwierdzą, że się czepiam, bo jak można pisać, że z zawodnikiem dzieje się coś złego, jeśli ma jedenastą średnią w PGE Ekstralidze, a na dokładkę ta średnia wynosi 2,107. Na liczby Janowskiego trzeba spojrzeć krytycznym okiem Jednak na liczby Macieja Janowski można i należy spojrzeć krytycznym okiem. A jak się porówna ten rok z ubiegłym, to widać, że tam jest jakiś problem. Bo rok temu była siódma średnia i pozycja pierwszej strzelby Betardu Sparty Wrocław. W tym roku Maciej jest trzecią strzelbą, bo Artiom Łaguta i Daniel Bewley są od niego lepsi. Kłopot Janowskiego widać jednak zdecydowanie lepiej, jak się spojrzy na klasyfikację przejściową Grand Prix, gdzie ma 46 punktów straty do medalowego miejsca i 36 punktów do miejsca gwarantującego utrzymanie. To dużo, bardzo dużo. Zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę, że odrabianie strat w GP to trudna sprawa. Wystarczy spojrzeć na Patryka Dudka, który mimo przebudzenia i miejsca na podium ma 25 punktów straty do miejsca gwarantującego utrzymanie bez niczyjej pomocy. Może to sprzęt, a może zatrucie brązem? Kiedy zapytaliśmy jednego z ekstraligowych trenerów, co dzieje się z Janowskim, to tylko wzruszył ramionami. Po chwili namysłu stwierdził, że może nie trafił ze sprzętem. A może, tak mi się wydaje, Janowski zatruł się brązem. Ubiegłoroczny medal był spełnieniem marzeń Janowskiego. Żeby wspiąć się na ten szczyt, poświęcił wiele. Stracił tyle energii, że teraz, niczym himalaista, musi przystanąć i odpocząć przed atakiem na kolejny szczyt. Trudno powiedzieć, jak długo ten odpoczynek potrwa. Może sezon, może dwa, a może tylko jeszcze miesiąc lub dwa. Mam dla Janowskiego dobrą radę Gdybym miał dać Maciejowi radę, to pewnie powiedziałbym mu, żeby spojrzał w lustro i się zastanowił nad tym, co mu naprawdę dolega. Jeśli moja diagnoza jest słuszna, to Janowski nie ma co rozdzierać szat. Może spokojnie ładować akumulatory i czekać aż będzie gotowy na kolejne wyzwanie. Najważniejsze w takich chwilach, to zachować spokój. Żonglowanie silnikami, szukanie winy wszędzie, tylko nie w sobie, zwykle nie pomaga. Wystarczy spojrzeć na Patryka Dudka, który finalnie wrócił do tunera Ryszarda Kowalskiego i nagle okazuje się, że potrafi jeździć szybko, choć jeszcze trzy miesiące temu uważał, że z tym mechanikiem już niczego nie osiągnie. A Zmarzlik? Pierwszy raz w tym roku nie wjechał do finału, ale tragedii nie ma. Bartosz wciąż ma bardzo bezpieczną przewagę nad rywalami. No i jest w formie. Malilla to była tylko awaria, błąd przy wyborze pola startowego, ale taki zawodnik, jak Zmarzlik wyciągnie z tego wnioski. Bo Zmarzlik nie oszukuje samego siebie i nie szuka tanich wymówek. I dzięki temu szybko podnosi się po porażkach.