Wyprawa do Landshut wiąże się z dużym wydatkiem, więc żaden polski zespół nie chce jechać sparingu z Niemcami na ich terenie. Dla beniaminka eWinner 1. Ligi, który dwa z trzech pierwszych spotkań jedzie u siebie, to pewien problem. Drużyna będzie musiała szykować się na domowe mecze, trenując wyłącznie we własnym gronie. Ich MF Trans Landshut Devils nie chce wpuścić, inni nie chca przyjechać O kłopocie mówi otwarcie Sławomir Kryjom, polski menadżer niemieckiej drużyny. - Pierwszoligowców, z wiadomych względów, nie chcemy wpuścić. Ekstraligowcom sparing z Landshut nie jest potrzebny, a dla drugoligowców, to może być zbyt duży i niepotrzebny koszt. Do Landshut z Polski jest przecież daleko - wylicza Kryjom na polskizuzel.pl Podróż do Landshut to wiele godzin i litrów benzyny, którą trzeba zatankować i zapłacić. Co prawda budżety drugoligowców są stabilne i raczej wysokie, to jednak te kluby wolą nie wydawać kasy, jeśli nie muszą. A mogą się przygotować dobrze w Polsce. Żużlowcy z Niemiec muszą przyjechać do Polski Menadżer niemieckiej ekipy już zapowiedział, że w związku z koniecznością odjechania sparingów drużyna z Landshut przyjedzie na tydzień do Polski. Kryjom ma nadzieję, że w dniach 23-30 marca znajdzie trzech rywali i będzie mógł zobaczyć, w jakiej formie jest jego drużyna. Rok temu tor w Landshut był dużym atutem Niemców. Przeciwnikom ciężko było się tam odnaleźć. Nic dziwnego, że teraz beniaminek nie chce jechać u siebie sparingów z pierwszoligowcami. Landshut dalej liczy na element zaskoczenia. Atut w postaci toru z pewnością się przyda, bo w pierwszej kolejce przyjdzie Abramczyk Polonia Bydgoszcz, a w trzeciej Stelmet Falubaz Zielona Góra. To dwaj faworyci do wygrania ligi.