Normalnie jest tak, że jak ktoś obniża w pracy loty, to w najlepszym razie dostaje od szefa ostrzeżenie, że ma się wziąć w garść, bo w innym razie będzie zmuszony szukać nowego zajęcia. Robotę wykonuje gorzej, ale podwyżkę dostał Inaczej jest w żużlu. Można być mniej skutecznym (gorszym) zawodnikiem niż rok temu i nie tylko nikt nie pogrozi palcem, ale jeszcze da podwyżkę. Taka przyjemność spotkała niedawno Piotra Pawlickiego. Forma Pawlickiego jest w tym roku problemem Unii. Rok temu miał średnią 2,00, teraz ma 1,7. Nie jest to jakiś drastyczny spadek dyspozycji, ale w sezonie, w którym wiele miało zależeć od Pawlickiego, ta jego gorsza jazda niż dotychczas odbija się na wynikach. Mistrz Polski z Leszna jest właśnie o krok od przegrania półfinału. Dlaczego Pawlicki dostał podwyżkę? Dlaczego więc Pawlicki dostał nowy kontrakt z podwyżką? Po pierwsze z powodu deficytu dobrych zawodników na rynku. Unia, odpuszczając Pawlickiego, musiałaby znaleźć kogoś w zamian, a z tym byłoby ciężko. Po drugie żużlowcowi pomogła oferta, jaką dostał z Eltrox Włókniarza Częstochowa. Dzięki niej mógł podbić sobie stawkę. W tym roku Pawlicki miał za podpis 500 tysięcy złotych. Za rok za ten sam podpis dostanie 800 tysięcy. O 300 tysięcy więcej, choć średnia spadła o 0,3. Zawodnikowi niczego nie zazdrościmy, a Unii nie potępiamy (musiała dać, bo straciłaby żużlowca), ale samo zjawisko jest chore. Po co się starać i podnosić kwalifikacje, skoro można dostać podwyżkę ot tak, po prostu, za piękne oczy.