47-letni Duńczyk miał być zbawieniem dla Texom Stali, utrzymać zespół w Metalkas 2. Ekstralidze, a w najlepszym wypadku awansować do fazy play-off. Pierwsza z tych rzeczy się udała, ale nawet to nie przekonało działaczy do przedłużenia z nim kontraktu. Sponsorzy nie mogli tego pojąć, mistrz markował defekty Nicki Pedersen w poprzednim sezonie był czołowym zawodnikiem na zapleczu. Mogło być nawet dużo lepiej, gdyby nie problemy zdrowotne. W swojej karierze miał już złamaną praktycznie każdą kość. W związku z tym 3-krotny mistrz świata ma już to do siebie, że kiedy nie widzi większych szans w danym wyścigu, to odpuszcza i zjeżdża na murawę. Po prostu markuje defekty, co z perspektywy widza wygląda na odpuszczanie i brak charakteru. To widzą kibice, ale przede wszystkim sponsorzy, którym ciężko jest pojąć takie zjawisko, że tak utytułowany sportowiec nie walczy do samego końca. Jeśli któryś z rywali zanotowałby w takiej sytuacji defekt motocykla, to drużyna traci w ten sposób traci jeden cenny punkt. Na samym końcu decydują przecież niuanse. Zrobili wielkie oczy, serwisował sprzęt po każdym meczu Jedno trzeba Pedersenowi przyznać. Pod względem sprzętowym od wielu lat jest profesjonalistą. W Rzeszowie przecierali oczy ze zdziwienia, kiedy po każdym meczu wykonywał serwisy swoich silników. Sam zresztą przed sezonem podkreślał, że jemu wystarczą dwa treningi, żeby dopasować się panujących warunków. Z tymi serwisami jest o tyle ciekawa sprawa, że niedawno sam Krzysztof Kasprzak zabrał głos w tej kwestii w rozmowie z Canal+. Dziwił się reszcie zawodników, którzy "piłują" świeże silniki w piątek na treningu i potem podchodzą z nimi do meczu. Polak nigdy nie trenował na ligowych silnikach i za przykład podał również Tony'ego Rickardssona, Tomasza Golloba i Bartosza Zmarzlika. Obecnie wśród zawodników panuje przekonanie, że im więcej będą trenować, tym łatwiej znajdą optymalne ustawienia. Jednak jeśli ktoś naprawdę dobrze czuje swój sprzęt, powinien wiedzieć, w jakim kierunku pójść już po jednym lub dwóch wyścigach. W przeciwnym razie sam zaczyna się w tym gubić, a w niedzielę warunki torowe i tak rzadko są podobne, przez co cały wysiłek idzie na marne. Nawet jednostka nie jest już taka sama, jaka przyszła od tunera.