W Warszawie przygotowania do żużlowej Grand Prix ruszyły pełną parą. Ole Olsen, człowiek, który od 2001 roku buduje sztuczne tory do ścigania, właśnie opanował PGE Narodowy. Ze swoją ekipą ze Speed Sport zabrał się za budowę 270-metrowego toru o szerokości 15,5 metra na prostych i 11,5 metra na łukach. Lider przytłoczył zespół. "Pewnych rzeczy nie zauważaliśmy" Nikt nie zna receptury Ole Olsena na czerwony tor na PGE Narodowym Olsen tor na PGE Narodowym buduje od pierwszej rundy zorganizowanej w stolicy, czyli od 2015 roku. Pierwsze zawody były wtopą z powodu awarii maszyny startowej i stanu nawierzchni. Ta była dziurawa i pełna pułapek. Kolejne rundy były już jednak perfekcyjne, a dwie ostatnie to już była prawdziwa poezja. Duńczyk od dwóch lat stosuje nową mieszankę do robienia toru. Przywieziony z zagranicy materiał jest składowany w jednym z magazynów w Warszawie. Nikt jednak nie wie, jakiego miksu użył Olsen. Wiadomo jedynie, że tor jest koloru czerwonego i jest świetny do ścigania. 78-letni Duńczyk to prawdziwa instytucja w świecie żużla. W latach 70. był wielką gwiazdą czarnego sportu. Dania miała wtedy jednego znakomitego zawodnika i był nim właśnie Olsen. Zdobył 6 medali mistrzostw świata, z czego 3 złote. Jeździł w charakterystycznej żółtej skórze, którą po każdym biegu czyścił szczotką. Dbał o wygląd. Ole Olsen to instytucja. Zbudował tor w Vojens, wymyślił Grand Prix Po zakończeniu kariery zbudował własny tor żużlowy w 10-tysięcznym Vojens. Miał plany, by to samo zrobić w Kopenhadze. Miał gotowy projekt, ale nie było inwestorów. Vojens jest jednak dumą Olsena. Techniczny, wymagający tor wiele razy gościł cykl Grand Prix i zawody Drużynowego Pucharu Świata. Tomasz Gollob mówił o Vojens, że ten tor "kocha albo nienawidzi". Olsenowi zawdzięczamy także cykl Grand Prix. On to wymyślił i zorganizował pierwszą rundę we Wrocławiu. Do 2009 roku był dyrektorem cyklu. Najlepszym w historii. Miał posłuch u zawodników. Dbał o każdy szczegół. Potrafił urwać się z bankietu dzień przed zawodami, żeby pojechać na stadion i zobaczyć, czy organizatorzy nie kombinują z torem w środku nocy. Pierwszy tor Ole Olsena w Berlinie zmyła woda Budowniczym torów stał się w XXI wieku. Ten pierwszy raz miał miejsce w 2001 roku w Berlinie. Tam wysypał materiał na drewniane palety. Gdy w trakcie zawodów spadł deszcz, to woda zmyła nawierzchnię i w finale zawodnicy ścigali się na deskach. Wygrał Gollob. Zaliczył dwie wpadki z torami. W 2008 pierwszą na Veltins Arena w Gelsenkirchen. Tam cały tor pływał. Zawodnicy czuli się tak, jakby jeździli po plastelinie. Zawody odwołano i przeniesiono do Bydgoszczy, a Olsen, jakby nigdy nic, poszedł z ekipą na piwo. Później tłumaczono, że zepsuty tor był winą przewoźnika, który nie przykrył materiału przewożonego z Anglii. W 2015 w Warszawie mieliśmy właściwie kopię tamtej historii. Olsena zgubiła rutyna. Nie wziął pod uwagę warunków panujących na zamkniętym stadionie i doszło do jednego z największych skandalów w GP. Po wpadce na PGE Narodowym wystawił fakturę i poszedł spać do auta Po tamtej wpadce Olsen znowu wprawił wszystkich w osłupienie. I nawet nie chodziło o to, że wystawił fakturę na milion złotych, ale o to, że poszedł spać do auta. Ludzie z polskiej ekipy, która pomagała przy pracach dziwili się, że kogoś takiego nie stać na hotel i musi spać w swoim samochodzie. Kiedy w 2016 roku organizowano drugą Grand Prix w Warszawie, to wcześniej zorganizowano konferencję, na której Olsen nie tylko nie przeprosił, ale i zachowywał się bardzo lekceważąco. Cały czas żuł gumę. Dość, że na końcu zapewnił, że tym razem będzie ok. I tak było. Gigantyczne problemy gwiazdora z Rosji. To ma pomóc, ekspert tylko się uśmiecha Ole Olsen buduje tory ze sprawdzoną ekipą Olsen robi tor z pomocą kilku osób. Prócz sprawdzonej grupy ludzi, w której jest inny były żużlowy mistrz Jan Osvald Pedersen, ma też swój sprzęt. To traktor, ciągnik, równiarka, płyty i walce. Zanim jednak maszyny wyjadą na tor, wcześniej Olsen chodzi ze specjalnym przyrządem do mierzenia kątów, który pomaga mu idealnie odtworzyć stworzony projekt toru. Budowa toru zajmuje mu 3-4 dni. Największe wrażenie robi jednak szyna przestawna do równania nawierzchni i walec z drapakiem niwelujący nierówności. Nikt inny nie ma takiego sprzętu. Budowa ruszyła dzisiaj, a tor ma być gotowy najpóźniej we wtorek. W środę 14 maja odbędzie się test toru. Potem Olsen z ludźmi mają dbać o kosmetykę. Tor ma być nawadniany i przygotowany na piątkowy sprint (16 maja), który rusza o 15.00. Wejście jest na program za 30 złotych. Wpuszczonych zostanie 999 osób. Zawody Grand Prix startują z kolei 17 maja o 19.00. Organizatorzy spodziewają się 50 tysięcy. Po zawodach ekipa Olsena w ciągu 10 godzin zdemontuje cały tor. Zła wiadomość dla samego Olsena jest taka, że o ile teraz zarobi 1,5 miliona złotych, to może być ostatnia taka jego akcja. Przez lata dorobił się na sztucznych torach fortuny, ale jednodniowe nawierzchnie znikają z Grand Prix. W tym roku z kalendarza zniknęło Cardiff, za rok nie będzie już także Warszawy. Wciąż można kupić bilety na ostatnie GP na Narodowym.