Dariusz Ostafiński, Interia: Kogo nie pytam o Patricka Hansena, to zachwyca się nie tyle pana świetną jazdą w tym sezonie, ile znakomitym polskim. Patrick Hansen, duński żużlowiec Arged Malesy Ostrów: - Gdy rok temu wylądowałem w Polsce, to wybuchła epidemia koronawirusa, zaczął się lockdown i prawie sześć miesięcy siedziałem w domu i czekałem aż ruszą rozgrywki. Uznałem, że nie będę wracał do Danii, wkrótce poznałem też dziewczynę, która mieszka razem ze mną w Ostrowie, więc cały czas mam styczność z językiem i to jest dla mnie bardzo dobre. Miłość i koronawirus. Ciekawe połączenie? - Prawdziwe. Dzięki COVID-19 poznałem swoją miłość i potrafię mówić po polsku. I nie chodziłem do żadnej szkoły. Używałem jedynie aplikacji. Resztę załatwiły takie codzienne kontakty z ludźmi. Słuchałem, sam próbowałem i patrzyłam na reakcję, czy inni rozumieją, co do nich mówię. Koronawirus nie był i nie jest dobry, ale ja coś na tym zyskałem. Spotkałem się z taką opinią, że Hansen, mówiąc po polsku, wyraża szacunek do naszego kraju. Przykładowo Rune Holta, choć ma polskie obywatelstwo, nie potrafi swobodnie rozmawiać w naszym języku. - Dla mnie było naturalne, że skoro tutaj mieszkam i chodzę do pracy, to muszę też poznać język, żeby móc się komunikować. Kto wiem, może zostanę u was do końca życia. Nie wiem, co się wydarzy za kilka lat, nie wiem, czy będę umiał ułożyć sobie w Polsce życie po żużlu. Jest jednak możliwe, że zostanę już na zawsze. Tyle że za jakiś czas nie będę się ścigał, lecz wiódł normalne, spokojne życie. Może trenerem zostanę. Chyba aż tak bardzo z tym szukaniem życia po żużlu spieszyć się pan nie musi. Zdarzają się zawodnicy grubo po czterdziestce. - To nie będę ja. Nie planuję jeździć tak długo. Prawdę powiedziawszy, to chcę zobaczyć, co przyniesie mi kolejny rok. W następnym sezonie, na to liczę, będę w Ekstralidze. Zobaczymy, czy dam sobie radę. Od tego wiele będzie zależało. Już od jakiegoś czasu mówi się, że Hansen będzie w Ekstralidze niezależnie od tego, czy Arged Malesa awansuje. Mówią, że już jest pan zawodnikiem Stali Gorzów. - Nic nie jest pewne. Patrick Hansen: Nie tylko Stal Gorzów się mną interesuje A co jest pewne? - W Stali była oczywiście jakaś rozmowa. Zresztą nie tylko ten klub się mną interesuje. Ja jednak niczego nikomu nie obiecałem. Teraz skupiam się na tym, co jest, trzeba dokończyć sezon, potem się zrelaksuję, a na końcu kolejki jest miejsce pracy na nowy sezon. Jak to się stało, że zaczął pan uprawiać jeden z ekstremalnych sportów na świecie? Żużel w Danii już od dawna nie jest tak popularny jak kiedyś. - To prawda, ale jak jeszcze byłem malutki, to był bardziej popularny. Mocny jest mini-żużel. Ja na takim malutkim motorku zaczynałem jako trzylatek. Tata mi pomagał. Ja się bardzo bałem, dlatego on musiał praktycznie siedzieć na tym motorku za moimi plecami. W pewnym momencie mnie jednak puszczał i jechałem sam. Pamiętam, że w takich chwilach oglądałem się za siebie i z przerażaniem zauważałem, że taty nie ma. Rozglądałem się, szukałem go, bo chciałem, żeby wsiadł z powrotem. Tata był kiedyś mocno związany z żużlem, był mechanikiem Hansa Nielsena. Mieliście dobry kontakt? - Jak Hans skończył karierę, to nie chodził dużo na żużel. Widziałem się z nim dwa razy, jak byłem mały. Miałem 5-6 lat. Nawet go dobrze nie pamiętam z tamtego czasu. Dopiero, jak został trenerem kadry, to zaczęliśmy się częściej widywać. Ma pan u niego chody. Spogląda na pana bardziej łaskawym okiem, bo pana ojciec u niego pracował? - Nie traktuje mnie lepiej od innych. Pamiętam taki finał Drużynowych Mistrzostw Świata Juniorów w 2017 roku. Wtedy zaczynałem od razu w pierwszym biegu i na dokładkę w mocnej obsadzie z Kurtzem, Lambertem i Woryną. Nie miałem też najlepszego pola. Przyjechałem ostatni i na kolejną szansę czekałem do ostatniej serii. Taryfy ulgowej nie było. Jak podoba się panu życie w Polsce? - Bardzo. Polska się szybko zmienia. Byłem tu w 2008 roku, jestem teraz. Wtedy wiele brakowało, a teraz w Polsce jest tak samo jak w Danii, a może nawet lepiej. Polska się rozwija. Poza tym tu jest taniej. Mam nowe, ładne mieszkanie w środku miasta. W Dani nie byłoby możliwe, żebym tak szybko i tak ładnie się urządził. Mieszkałem w Danii 20 lat, a teraz jestem tu i czuję się szczęśliwym człowiekiem. Jacy jesteśmy? - Mili. Dla mnie przynajmniej wszyscy są mili. Nigdy nie miałem żadnych problemów. Wiadomo, że ludzie są różni, ale ja na razie doświadczam samych plusów. W Danii było tak, że po meczu, nawet jak był sukces, to wszyscy przybijali piątkę, mówili, że super i szybko rozchodzili się do domu. W Polsce i to mi się podoba, wszyscy żyją żużlem. Tutaj wygrana oznacza euforię, o meczu czyta się cały tydzień. Patrick Hansen: Kamila Stocha oglądałem u dziewczyny W Polsce żużel jest sportem narodowym. Tak samo, jak skoki. Oglądał pan kiedyś Kamila Stocha? - Tak, trochę widziałem u mojej dziewczyny. Jej rodzina ogląda wszystko, co związane ze sportem. Pan by skoczył? - Nie, raczej bym nie zaryzykował. Nie chodzi o strach, lecz o to, że w zimie nie czuję palców. To taka żużlowa choroba wywołana drganiami kierownicy. Mój wujek miał ten problem. Jak jest zima i śnieg, to od razu siniały mu palce. Po roku od zakończenia jazdy na motocyklu problem jednak minął. Za nami pierwszy finał eWinner 1. Ligi. Pana Arged Malesa wygrała 60:30 z Cellfat Wilkami. Chyba tylko kataklizm mógłby wam zabrać awans. - Wygraliśmy tak wysoko z powodu tego, co stało się w meczu rundy zasadniczej z Wilkami w Ostrowie. My tamto spotkanie przegraliśmy i siedziało nam ono w głowie. Chcieliśmy bardzo się zrewanżować. Mieliśmy ogromną motywację. Poza tym od jakiegoś czasu jesteśmy w formie, jedziemy dobrze. Pokonaliśmy ROW Rybnik. Jestem o drugi mecz spokojny, ale jeśli chcemy wygrać, to musimy pojechać do Krosna skoncentrowani. Sprawdź najnowsze informacje na Polsatnews.pl!