Ostatnio miałem okazję przeczytać wypowiedź porządkującego bałagan po zatrzymaniu prezesa Grzyba, nowego szefa Moje Bermudy Stali - pana Waldemara Sadowskiego. Ogromne brawa dla niego, bo być może uchronił klub przed upadkiem, a na pewno udało mu się go utrzymać na powierzchni. Mimo całej masy kłopotów drużyna osiągnęła coś niebywałego, będąc o włos od zdobycia mistrzostwa Polski. Ale wracając do meritum, z przekazu prezesa wynika, że po opuszczeniu Stali przez jej kapitana i lidera Bartka Zmarzlika, reszta zawodników będzie musiała dorzucać coś ekstra, żeby wypełnić po nim lukę. Osobiście nie stawiałbym aż tak sprawy na ostrzu noża. Dyskusja jest trochę bez sensu i nawet akademickie rozważania tutaj nie zadziałają. Żużel rządzi się swoimi prawami i Bartek Zmarzlik też rządził się swoimi prawami. Takich zawodników wyrzuca się za nawias. Środowisko gorzowskie będzie musiało szybko nauczyć się żyć be Bartka. Trzeba się przygotować na odbiór całkiem nowej drużyny, przyzwyczaić do funkcjonowania w innych realiach. Sam jestem ciekawy, ile potrwa ta nowa epoka, bo prędzej czy później Zmarzlik wróci do Stali. Bartek to nie tylko punkty, ale znacznie więcej. Kilkanaście lat Zmarzlika w macierzystym klubie, to pasmo sukcesów indywidualnych oraz worek trofeów włożony do drużynowej gabloty. On był dla Stali tym co w branży budowlanej określamy spoiwem. Możemy bowiem ustawiać sobie cegły bez cementu, zaprawy, kleju, natomiast uderzymy w centralny punkt i cała konstrukcja się wali. Musimy wesprzeć się czymś, co scala, tworzy monolit. Bartek był kręgosłupem tej gorzowskiej ekipy, centralną częścią muru. Podobno wielki talent Stali - Oskar Paluch rośnie jak na drożdżach i już trzeba korygować jego sylwetkę na motocyklu. A jak wiadomo centymetry w czarnym sporcie robią ogromną różnicę. W wielu przypadkach wzrost żużlowcom przeszkadza. Odbyłem mnóstwo owocnych dyskusji z lekarzami medycyny sportowej i wnioski z nich płynące są szalenie ciekawe. Np. takie, że obecne pokolenie jest dużo bardziej rozwinięte fizycznie od swoich rodziców. Motocykle, ramy i tory ciągle są takie same więc te trudności z punktu widzenia biomechaniki będą coraz bardziej złożone. Dlaczego tak się dzieje, to już wątek do przemyśleń na długie jesienno-zimowe wieczory przy grzańcu. W każdym razie ten problem może skutkować jeszcze większym narzekaniem na ściganie na różnych torach. Będziemy "produkować" mniej kompaktowych zawodników, którym ciężej będzie przychodzić zmiana linii jazdy, korekta ułożenia ciała na maszynie, operowanie nią w taki sposób, aby wyskoczyć zza przeciwnika niczym Filip z konopi.