Każdy popełnia błędy. Nie myli się tylko ten, co nic nie robi. Ostatnie tygodnie na transferowej giełdzie jasno pokazują, że ściągnięcie Bartosza Zmarzlika przez Motor Lublin przyniosło więcej szkody niż pożytku. Zmarzlik niczym granat wrzucony do szatni Zmarzlik zadziałał niczym granat wrzucony do szatni. Mikkel Michelsen i Maksym Drabik już pożegnali się z Motorem (tylko dokończą ten sezon i już ich nie ma), bo nagle poczuli się niedowartościowani. Niepewny jest los Mateusza Cierniaka. Problemem nie jest oczywiście Zmarzlik, ale kontraktowa kwota, jaką Motor ma wyłożyć za tego zawodnika. Jeśli prezes Jakub Kępa myślał, że po tym zakupie reszcie zespołu opadną szczęki i każdy będzie błagał o możliwość jazdy z mistrzem, to zwyczajnie się pomylił. Okazało się, że jazda ze Zmarzlikiem to nie jest jakiś wielki magnes, a jego apanaże tylko kłują innych w oczy. Michelsen, gdy tylko dowiedział się o kasie za Zmarzlika, to natychmiast chciał renegocjować ustalenia na sezon 2023. Prezes się nie zgodził, więc Duńczyk pięknie podziękował. Jeszcze może się okazać, że Motor będzie miał całkiem niezły skład, że na papierze wszystko będzie się zgadzać (Jack Holder i Fredrik Lindgren są już praktycznie dogadani), ale nie sposób uciec od refleksji, że to będzie zespół z łapanki. Bo przecież nie tak to miało wyglądać. Zmarzlik miał dołączyć i jeździć z Michelsenem i Drabikiem. Prezes Motoru drugi raz popełnia ten sam błąd Aż dziw bierze, że prezes Motoru nie przygotował się lepiej do operacji: Zmarzlik. Przecież on już raz to przerabiał. Dokładnie dwa lata temu, kiedy po wybuchu pandemii koronawirusa zaczął ciąć klubowe kontrakty, mówiąc zawodnikom, że nie ma tych pieniędzy, bo OVID-19, a po chwili zakontraktował Jarosława Hampela wypożyczając go z Fogo Unii Leszno. Wtedy zrobiło się naprawdę nieprzyjemnie, bo zawodnicy mieli świeżo w pamięci to, że ich gaże zostały uszczuplone. A tu przyszedł nowy kolega z milionowym kontraktem i choć prezes mówił, że znakomitą większość wyłożył sponsor, to niesmak pozostał. Matej Zagar rozważał nawet strajk, ale dał sobie spokój. W sumie wszystko rozeszło się po kościach. Wtedy prezes miał o tyle szczęście, że żaden z żużlowców nie miał możliwości zmiany barw klubowych. Tak jak pisaliśmy, może wyjść na to, że prezes Kępa spadnie na cztery łapy (Zmarzlik, Lindgren i J. Holder to razem prawie 30 punktów na mecz, czyli mniej więcej tyle samo, co Michelsen, Drabik i zz-tka). Długofalowo takie akcje mogą jednak wyjść działaczowi bokiem. Zawodnicy ze sobą rozmawiają, wymieniają się uwagami i ci, którzy będą mieli więcej ofert, niekoniecznie wybiorą Motor. Zwłaszcza wiedząc, że prezes lubi zaskakiwać żużlowców. Zresztą to już się dzieje, bo przecież młody Holder i Lindgren w ofertach nie przebierają.