Drastyczne sceny w Łodzi. Przeraził się, kiedy spojrzał na swoją nogę
Maksym Borowiak doznał złamania kości piszczelowej z przemieszczeniem. Widzieliśmy zdjęcia zawodnika, które zostały zrobione od razu po upadku. Jego noga była powyginana w kilka stron. Po dramatycznym wydarzeniu doszło do niecodziennej sytuacji. – Leżąc na torze powiedziałem mechanikowi, żeby pobiegł po telefon. Jeszcze mnie nie pozbierali, a już dzwoniłem do taty – mówi w rozmowie z Interią Maksym Borowiak, który własnym busem pokonał drogę z Łodzi do szpitala w Piekarach Śląskich.

Mateusz Wróblewski, INTERIA: Doznałeś poważnej kontuzji złamania nogi w piszczelu z przemieszczeniem. Jak się obecnie czujesz? Jak wygląda twoja sytuacja zdrowotna?
Maksym Borowiak, Innpro ROW Rybnik: - Właśnie dziś (środa 11.06 - dop. red.) wróciłem do domu ze szpitala w Piekarach Śląskich. Ze zdrowiem wszystko gra. Unormowało się. Z dnia na dzień coraz mniej boli mnie noga.
Pamiętasz, co działo się po upadku? Do zdarzenia doszło w Łodzi, a operację przechodziłeś w Piekarach Śląskich.
- Wylądowałem w karetce i pojechałem na SOR do Łodzi. W międzyczasie zdzwoniłem się z prezesem, powiedziałem mu, że mam kontuzję, a prezes Mrozek załatwił mi klinikę w Piekarach Śląskich. Pojechaliśmy tam busem. Słyszałem, że wielu zawodników się tam leczyło, więc cieszę się, że tam trafiłem.
Możesz się ruszać, chodzisz samodzielnie? Noga została włożona w gips?
- Mam ortezę do chodzenia. W stanie spoczynku noga jest "goła", bo mocno ją poskręcali. Mogę nią ruszać. Z kolanem jest wszystko ok, złamana jest w piszczelu. Przemieszczam się o kulach. Do normalnego chodu jeszcze mi brakuje, ale potrafię przejść z pokoju do pokoju o kulach.
Czyli jak rozumiem, czekają cię kolejne operacje, tym razem wyciągania śrub? Czy one mogą z tobą zostać na stałe?
- Nie mam pojęcia na ten temat. Wydaje mi się, że mogę z nimi żyć normalnie. Szczerze mówiąc, to nie dopytywałem o to.
Żużel. Maksym Borowiak leżał na torze po upadku, a już dzwonił do taty
Mówiłeś, że zadzwoniłeś do prezesa Mrozka, ale to chyba nie wszystko. Ponoć zadzwoniłeś jeszcze z toru do taty.
- Była taka historia. Gdy upadłem przybiegł do mnie mechanik. Od razu wiedziałem, że mam poważnie złamaną nogę. Dlatego też odesłałem go do parku maszyn po telefon. Przyniósł go i zadzwoniłem do taty, żeby go poinformować, że nie jest zbyt ciekawie jeszcze leżąc na torze.
Jak on na to zareagował?
- Myślał, że robię sobie jaja z niego. Tata często jest ze mną na zawodach, ale akurat miał swoje sprawy do załatwienia i musiał zostać w domu, więc do Łodzi pojechaliśmy z moim mechanikiem. Nie wierzył, myślał, że żartuję.
Doznałeś złamania z przemieszczeniem, a jak gdyby nigdy nic, zanim cię opatrzono już dzwoniłeś do taty. Nie czułeś bólu?
- Nie. Praktycznie w ogóle go nie czułem. Pierwszy ból poczułem jak dojechałem do szpitala. Można powiedzieć, że adrenalina działała i nic nie czułem. Kto wie, może gdyby noga po wypadku nie była tak krzywa, to jeszcze bym wsiadł na motocykl i pojechał w meczu.
Żużel. Maksym Borowiak zaczyna rehabilitację
Operacja była, wróciłeś do domu. Kolejnym krokiem jest rehabilitacja?
- Tak. Zaczynam ją od czwartku. Będę chodził do Reha Sport w Lesznie.
Potrafisz powiedzieć, jak będzie rehabilitacja wyglądać? Masz już rozpisany plan?
- Jeszcze nie, bo jadę pierwszy raz do kliniki. Na pewno będę chciał jak najwięcej tam przebywać i jak najczęściej, żeby szybko się wyleczyć i wrócić na tor.
Odnośnie powrotu na tor, lekarze wskazali potencjalną datę powrotu?
- Trudno na ten moment cokolwiek powiedzieć, bo każdy mówi co innego. Wydaje mi się, że do dwóch miesięcy powinienem wrócić na tor.
Żużel. Borowiak czuje przeskok poziomu z Metalkas 2. Ekstraligi do PGE Ekstraligi
Czujesz przeskok poziomów między Metalkas 2. Ekstraligą a PGE Ekstraligą?
- Tak. To mój pierwszy sezon w PGE Ekstralidze. Mam mniejsze lub większe problemy żeby osiągnąć dobry wynik. Do tej pory jechałem tylko jeden mecz tak naprawdę w Ekstralidze, w barwach Unii Leszno. Pojeździłem na drugim szczeblu ligowym, ale naprawdę przeskok między ligami jest dość spory.
Jak wygląda twoja sytuacja w Rybniku? Czujesz się zaopiekowany przez klub czy całość spoczywa na twoich barkach?
- Mam kontrakt profesjonalny, a to oznacza, że muszę się wszystkim zająć sam. Sprzęt, team - ja to decyduję. Jeśli chodzi o treningi, to wszystko zależy od tego, jak poukładane są zawody. Ekstraliga U24 jedzie we wtorek, w piątek lub niedzielę mamy PGE Ekstraligę, więc trenuję w Rybniku najczęściej w czwartki, chyba że wyskoczą inne zawody.
Żużel. Nicki Pedersen po zawodach to zupełnie inny człowiek
Wiele mówi się o atmosferze w Rybniku. Jak ona wygląda z twojej perspektywy? Widzieliśmy sceny, jak chociażby Nicki Pedersen krzyczy na innych żużlowców i mechaników.
- Myślę, że jest po prostu normalnie, całkiem nieźle. Wiadomo, że na każdej pozycji jest jeden zawodnik za dużo, więc nie ma możliwości żeby było świetnie. To normalne.
Jak wyglądają twoje relacje z Pedersenem? Możesz liczyć na jego podpowiedzi?
- Mamy normalne relacje. Jak czegoś potrzebuję, to mogę podejść i zapytać. Bez problemu Nicki pomoże. To jest facet do rany przyłóż po zawodach. Ktoś mógłby w to nie uwierzyć, jak on się zmienia po założeniu kasku. To dwa różne wcielenia.
Rozumiem, że celem jest powrót do zdrowia i na tor, ale czy masz jakiś sportowy cel na pozostałą część sezonu?
- Na razie chcę wrócić do zdrowia i na tym się skupiam. Chcę się czuć komfortowo na motocyklu. Kiedy wrócę na tor, wyznaczę sobie kolejne cele.


