Za naszą zachodnią granicą, w Niemczech czy w Holandii uwielbiają te odmiany żużla, które dla nas wyglądają nieco dziwnie, wręcz śmiesznie. Ścigają się tam np. na sidecarach, czyli motocyklach z bocznym wózkiem, w których jeden odpowiada za kierowanie maszyną, drugi za jej właściwe ułożenie w łukach. Sidecary rozwijają ogromną prędkość, rzadko się przewracają, ale niestety gdy już to zrobią - często dochodzi do dramatów. Niestety, w ciągu kilku tygodni w tym sezonie takie dramaty zdarzyły się aż dwa razy. W sierpniu w holenderskim Eenrum wypadek miał Florian Niedermeier (rodzina znanego z występów w Landshut Devils Mario Niedermeiera). Wraz z partnerem z sidecara nie opanowali motocykla i huknęli w drewniany płot, całkowicie go demolując. Całość zdarzenia wyglądała strasznie, a zawody przerwano. Niestety, Floriana nie udało się uratować. Film z upadku jeszcze niedawno był dostępny na YouTube, mimo próśb użytkowników o jego usunięcie. Sytuacja zmroziła wszystkich obecnych na stadionie w Eenrum. Kolejna śmierć na torze. Co za straszny rok Niestety, w jednych z ostatnich zawodów na sidecarach w sezonie 2023 doszło do kolejnego śmiertelnego wypadku. We wtorek w Niemczech był dzień wolny od pracy, więc sporo ośrodków postanowiło wykorzystać dobrą pogodę do organizacji zawodów. Odbyły się np. te w Herxheim, znanym ośrodku na południu kraju. Niestety, znów mieliśmy w nich dramat. Zginął Peter Maurer, człowiek uwielbiany w środowisku zawodników. On też nie miał szans w starciu z maszyną, która po prostu go przygniotła. Zawody również przerwano. W maju w Mulmshorn (okolice Hamburga) na tamtejszym longtracku doszło do innego śmiertelnego wypadku. Wolfgang Henselak, 68-letni weteran nie opanował motocykla i na bardzo długim i szybkim torze pomknął wprost w kierunku drewnianej bandy. Nie było możliwości, by go uratować. Wydawało się, że nawet przy tej jednej sytuacji to już będzie rok określany tragicznym. W tej chwili mamy jednak już trzy ofiary w jednym sezonie. Oby nigdy więcej podobny się nie powtórzył.