Fredrik Lindgren od wielu lat należy do najlepszych zawodników globu, lecz pomimo licznych sukcesów niestety wciąż nie omijają go przykre chwile. W przeszłości były to głównie poważne kontuzje. Teraz zaś spokoju nie daje mu powoli zapominany na świecie koronawirus. Na początku obecnego sezonu wydawało się, że najgorsze za Szwedem, ponieważ przyzwoicie radził on sobie w Grand Prix, a ponadto parę razy udało mu się błysnąc w PGE Ekstralidze. Niestety dobra passa nie potrwała długo. Najpierw zaczęło się od kryzysu formy. Pod koniec czerwca zawodnik miał już dość i udał się na zwolnienie lekarskie. Doświadczony żużlowiec rzucając L4 rozwścieczył zwłaszcza częstochowskich fanów, którzy od co najmniej roku mają dosyć jego chaotycznej jazdy. W mediach społecznościowych wylała się więc fala krytyki. Jak się teraz okazuje, niezasłużona fala krytyki. - Najgorszy moment, to ten kiedy ma się problemy z zaczerpnięciem powietrza. Trudno to wytłumaczyć, lecz wtedy człowiek niesamowicie cierpi. Gdy jesteś zdrowy i oddychasz nawet o tym nie myślisz, ale gdy dzieje się coś takiego jak u mnie to nagle trzeba zacząć myśleć o oddychaniu. To trudne, zarówno pod względem psychicznym jak i fizycznym. Kiedy zrobiłem sobie przerwę czułem jakbym szedł tam, gdzie nie chcę być. Przeżywałem wtedy prawdziwe katusze i nie życzę takich chwil nawet największemu wrogowi - oznajmił żużlowiec na łamach expressen.se. Żona jest dla niego całym życiem Kto wie, w jakim miejscu obecnie znajdowałby się 36-latek, gdyby nie jego żona. To właśnie ona stoi nie tylko za dobrymi wynikami męża, ale i za wspomnianą wyżej przerwą. - Ona jest dla mnie wszystkim. Zrobiła to z miłości i jestem wdzięczny, że troszczy się o mnie na każdym kroku. Potrzebowałem jej i już zawsze będę potrzebował. Jej zdjęcia z moich zawodów mówią zresztą same za siebie - dodał wyraźnie wzruszony Lindgren. Teraz przed ulubieńcem szwedzkiej publiczności zdecydowanie najważniejsza część roku. Poza startem fazy w play-off w PGE Ekstralidze ma on bowiem szansę na wywalczenie kolejnego medalu indywidualnych mistrzostw świata w bogatej już karierze. - Czuję, że wracam do odpowiedniej formy i jeśli się ona ustabilizuje, to wierzę w sukces. Osiągamy dopiero półmetek, a stawka jest naprawdę wyrównana - zakończył. Najbliższa okazja do zbliżenia się do podium już dziś. O godzinie 18:00 rozpocznie się bowiem prestiżowa runda w Cardiff na Principality Stadium. Fredrik Lindgren plasuje się obecnie na piątym miejscu w generalce i do trzeciego Martina Vaculika traci zaledwie dwa "oczka". Zobacz również:Czykali na to trzy lata. Szykuje się wielkie świętoBędzie wielki powrót? Chcą sprowadzić wychowankaPoszedł w odstawkę. Jeden bieg i pod prysznic