Doszło do sytuacji nie do pomyślenia w polskim żużlu. Dotąd to kluby biły się o zawodników i przepłacały. To zjawisko oczywiście nie zniknęło. Jednak z drugiej strony nie brak sytuacji, gdzie żużlowcy żądają śmiesznie niskich pieniędzy, byle tylko dostać pracę. Widmo bezrobocia zaczyna zaglądać im w oczy, dlatego chcą się zaczepić gdziekolwiek, nawet za grosze. Znany adwokat ostrzega, klub Zmarzlika tonie. "To hucpa. Czy na pewno chodzi o 10 baniek" Zagar chce jedynie pieniądze za punkt Kłopoty finansowe ebut.pl Stali Gorzów i Unii Tarnów, a zwłaszcza zamieszanie wokół startu H.Skrzydlewska Orła Łódź, powodują, że wielu żużlowców zwyczajnie wpadło w panikę. Gdyby Orzeł nie wystartował, to dla wielu z nich zabraknie pracy, więc już teraz robią, co mogą, byle tylko ją znaleźć. Stawka nie ma znaczenia. Wielu prezesów chwali się, że dostało ofertę od wieloletniego uczestnika Grand Prix Mateja Zagara, który nawet nie chce kasy za podpis, a jedynie 6 tysięcy złotych za każdy zdobyty punkt. Dla Słoweńca oznacza to jedno: musiałby zdobyć około 180 punktów, żeby zgarnąć milion. Lyager szaleje, ale eksperci mówią, że musi zejść na ziemię Zagar nie jest jedynym, który jest gotowy jechać wyłącznie za premię za punkt. Wielu żużlowców zarobiło w ostatnich latach w polskiej lidze tak duże pieniądze, że stać ich na to. Mają dużo sprawnego sprzętu, nie muszą zimą inwestować w nowy, więc dla nich takie 6 tysięcy za punkt, to bardzo dobre rozwiązanie. Zdarza się oczywiście, że bezrobotni wciąż zawodnicy szaleją. Andreas Lyager wciąż żąda pół miliona za podpis i 5 tysięcy za punkt, ale już teraz nie brak głosów, że jak dostanie 400 i 4, to będzie mógł otworzyć szampana i uczcić ten fakt. Konkurencja bowiem jest ogromna. Jeśli w Orle nie zmienią zdania, to na lodzie może zostać kilku całkiem niezłych zawodników, jak Vaclav Milik czy Mateusz Szczepaniak. A to nie wszystko. Gwiazda KLŻ za jedyne 150 tysięcy złotych Zasadniczo wielu żużlowców już teraz woli zejść z ceny, żeby potem się nie martwić. Timo Lahti, najlepszy zawodnik Krajowej Ligi Żużlowej w 2024 jest gotowy złożyć podpis pod kontraktem za 150 tysięcy złotych. Grzegorz Walasek (mistrz Polski z 2004), który w tym roku miał 300 tysięcy złotych za podpis chętnie pojeździłby dalej nawet za 200 tysięcy. Blady strach padł na zawodników, bo choć większość składów już zamknięta, to pracy wciąż nie ma aż czterech zawodników z TOP20 Metalkas 2 Ekstraligi. Chodzi o wspomnianych Lyagera, Milika, Szczepaniak, ale i też Nickiego Pedersena. 3-krotny mistrz świata zszedł z ceną do pół miliona za podpis i 5 tysięcy za punkt, ale chętnych nie ma. Będzie chyba musiał jeszcze bardziej obniżyć stawki. Iversen pokazał, że trzeba twardo stąpać po ziemi Inni już to zrobili. Niels Kristian Iversen, mimo dobrego sezonu 2024, pokazał, że twardo stąpa po ziemi i podpisał kontrakt w KLŻ (trzecia liga) za 250 tysięcy złotych za podpis i 2,5 tysiąca za punkt. Zatem nie poszalał, nie skonsumował sukcesu, jakim była szesnasta średnia w tym roku. Oczywiście Orzeł może w każdej chwili ogłosić swój powrót, ale nikt na tym nie wygra. To znaczy, nie zgarnie wielkiej kasy. Już teraz bowiem nie brak głosów, że właściciel Orła celowo straszy wszystkich wycofaniem się z ligi, żeby potem zmontować zespół za grosze.