Fredrik Lindgren na pewno nie zaliczy do udanych ostatnich kilkunastu miesięcy. Co prawda Szwedowi jakimś cudem udało się zdobyć brązowy medal indywidualnych mistrzostw świata, ale jego organizm był w naprawdę kiepskim stanie po dwukrotnie przebytym koronawirusie. Po chorobie jedna z największych gwiazd PGE Ekstraligi zupełnie nie przypominała siebie z najlepszych lat. Widzieliśmy to zwłaszcza w sezonie 2021, kiedy zamiast prowadzić Włókniarz do medalu, 36-latek zazwyczaj punktował na poziomie drugiej linii. - Moje problemy rozpoczęły się w marcu 2020. Tak naprawdę zmagałem się z tym wszystkim przez prawie trzy miesiące od momentu uzyskania pozytywnego wyniku. To były jednak takie czasy, że gdy nie umierałeś to nie miałeś nawet wstępu do szpitala, więc musiałem sam wziąć się w garść. Prawie rok później koszmar powrócił. Tym razem zrobiono mi prześwietlenie, które wykazało uszkodzenie płuc - oznajmił w rozmowie z fimspeedway.com czwarty żużlowiec globu. Kibice nie dawali mu spokoju Szwedzki gwiazdor w ubiegłorocznych rozgrywkach niestety zmagał się nie tylko z powikłaniami po koronawirusie. W pewnym momencie mocno życie uprzykrzyli mu ci sami kibice, którzy jeszcze nie tak dawno bili mu brawo. Wystarczyło zaledwie kilka gorszych występów, a Internet zalała fala krytyki oraz memów. Co niektórzy zarzucali mu, że w Polsce jeździ na pół gwizdka, ponieważ zależy mu tylko na Grand Prix. Rzeczywistość okazała się zgoła inna. - Cały 2021 rok był dla mnie ciągłą walką o przetrwanie. Moje płuca były tak wykończone, że nie mogłem nawet przebiec paru kilometrów. Każdy mój pobyt w domu kończył się ciągły leżeniem w łóżku, po to by wypocząć i móc się dalej ścigać. W końcu tych widoków nie wytrzymali moi najbliżsi, którzy interweniowali. Dzięki ich radom nie wystąpiłem w kończącym sezon Speedway of Nations - dodał. W tym roku wreszcie czuje, że żyje Sytuacja najprawdopodobniej ulegnie poprawie w sezonie 2022. Dłuższy odpoczynek w połączeniu z lekami prawdopodobnie zdał egzamin, co zaowocowało odzyskaniem sił. - Jestem w końcu szczęśliwym człowiekiem. Mam w końcu energię na to, by chociażby pobawić się z córką. Czuję się tak, jakby życie ponownie do mnie wróciło - zakończył. Niestety w pierwszym spotkaniu przeciwko Fogo Unii Leszno Fredrik Lindgren znów nie pokazał się z najlepszej strony. Kibice mają jednak nadzieję, iż był to tylko wypadek przy pracy i w Lublinie 36-latek ustrzeli wreszcie wymarzoną dwucyfrówkę.