Przedwczesny finał eWinner 1. Ligi - tak zapowiadano starcie w Zielonej Górze. Polonia i Falubaz miały przecież spotkać się dopiero w ostatnim możliwym momencie i powalczyć o awans do PGE Ekstraligi. Wyszło jednak tak, że te drużyny trafiły na siebie już teraz. Falubaz rozniósł Polonię i na 90 procent to on pojedzie o awans. Choć nie należy jeszcze niczego przekreślać, bo trzy lata temu Polonia odrobiła jeszcze większą stratę. Niestety mecz przyniósł dramat Adriana Miedzińskiego, który po upadku jest w bardzo ciężkim stanie. Lekarze wkrótce chcą podjąć próbę wybudzenia zawodnika ze śpiączki farmakologicznej, ale to wcale nie oznacza, że z Miedzińskim jest lepiej. Po prostu jego stan się nie pogarsza, a to daje szansę na wybudzenie. Nadal jednak trwa walka o jego życie. Kamieniami w samochody To nie jest jednak jedyny powód, dla którego wyjazd do Zielonej Góry kibice Polonii będą wspominać bardzo źle. - Bałam się o swoje życie. Kibice Falubazu rzucali w nas kamieniami, chowali się po krzakach. Wiele aut na bydgoskich rejestracjach wyjeżdżało w asyście policji. Kilka osób ma zniszczone rzeczy, które zabrały na ten wyjazd. Palono nam koszulki, obrażano i wyzywano - słyszymy od jednej z osób. Najbardziej żenujące jest to, że kibice Falubazu atakowali nawet tzw. pikników, czyli w potocznym rozumieniu osoby niezaangażowane w oficjalne prowadzenie dopingu. Uderzono żonę prezesa Kanclerza, ranny został jego kuzyn. Generalnie większość osób z Bydgoszczy w trakcie meczu minimum jeden raz poczuła zagrożenie swojego życia lub zdrowia. Fajerwerki w trakcie biegu Kibice Falubazu podczas feralnego wyścigu, w którym upadł Adrian Miedziński odpalili fajerwerki. Na stadionie była ograniczona widoczność i ogromny hałas, który zresztą przeszkadzał służbom ratunkowym w komunikacji przy leżącym zawodniku. Falubaz niemal na pewno dostanie za to karę. Dodajmy, że kibice z Bydgoszczy także mieli ze sobą materiały pirotechniczne, ale nie odpalili ich w trakcie biegu. Ich wnoszenie na stadion jest jednak niedozwolone, więc należy o tym napisać. To jest jednak nic w porównaniu do tego, co wyprawiali miejscowi. Wiele osób mówi, że w Zielonej Górze wyleczyli się z żużla na jakiś czas. - Ja takie sytuacje nazywam wprost. Patologia, jakich mało - mówi nam jeden z kibiców. Pan z mediów? Zapraszamy z ochroną Także dziennikarze nie mieli w Zielonej Górze łatwego życia. Gdy wchodziliśmy na stadion, z niewiadomych powodów do parku maszyn byliśmy prowadzeni przez... ochroniarzy. Podobnie było z wejściem na trybunę oraz do punktu gastronomicznego. Kompletnie niezrozumiałe procedury. Ale już kiedyś coś podobnego widzieliśmy. Kilka lat temu także ochroniarz odprowadzał nas do parku maszyn. Miało to miejsce w... Zielonej Górze. Czytaj też: Znów tego dokonał. To będzie przyszły mistrz świata?