Zdunek Wybrzeże w tym roku na torze przeszło istną drogę z piekła do nieba. Pomimo kiepskiego początku rozgrywek, drużyna wzmocniona Timo Lahtim nagle nabrała wiatru w żagle i z ekipy broniącej się przed spadkiem przeobraziła się w zespół potrafiący pojedynkować się jak równy z równym z najlepszymi. Zaowocowało to awansem do play-off eWinner 1. Ligi i wielkimi nadziejami na potencjalną walkę o PGE Ekstraligę w kolejnych latach. Niestety okazały się one płonne, bo klub obecnie znajduje się w sytuacji nie do pozazdroszczenia. Trzy ciosy otrzymane na przestrzeni dwóch miesięcy sprowadziły bowiem na ziemię nawet największych optymistów. Najpierw stracili liderów, a później nie otrzymali licencji Wielki dramat pomorskiego ośrodka rozpoczął się od odejścia podstawowego tercetu - Jakuba Jamroga, Rasmusa Jensena oraz Adriana Gały. Powód? Opóźnione przelewy. Pierwszy z panów zresztą do dziś domaga się swoich pieniędzy, ponieważ potrącono mu ponad 50 tysięcy złotych za spadek w rankingu, choć umowa między zawodnikiem i klubem na to nie zezwalała. Do Polskiego Związku Motorowego zgłosił się też podobno Marcel Krzykowski, który również czuje się oszukany. Początkowo wydawało się, że spór na linii działacze - żużlowcy szybko zostanie zakończony i dwie strony podadzą sobie rękę. Niestety nic bardziej mylnego. W zeszłym tygodniu PZM nie przyznał Zdunek Wybrzeżu licencji na sezon 2023. Informacja ta wywołała w środowisku nie lada szok. - Wbrew pojawiającym się spekulacjom, głównym powodem odrzucenia wniosku licencyjnego GKŻ Wybrzeże są nieścisłości formalne wynikające prawdopodobnie z błędów w komunikacji pomiędzy Klubem a Komisją Licencyjną - czytamy w wyjaśnieniach na łamach wybrzezegdansk.pl. Podstawowy zawodnik wypadnie na kilka miesięcy? Jak więc widać sytuacja nie jest za ciekawa, a w ostatnich dniach zrobiła się wręcz fatalna. W weekend w poważnej kraksie w swojej ojczyźnie brał udział Keynan Rew. Podstawowy zawodnik U24 nadmorskiej drużyny upadł na tyle niefortunnie, że złamał kręgosłup w dwóch miejscach i żużel może mieć z głowy na dobre kilka miesięcy. - Teraz czeka go rehabilitacja, która potrwa około trzech miesięcy. Jak wróci w maju, czerwcu, to będzie dobrze - powiedział nam w sobotę prezes Fogo Unii Leszno, Piotr Rusiecki. Teraz przed gdańskimi działaczami twardy orzech do zgryzienia. Przede wszystkim muszą zdać oni sobie pytanie czy warto czekać na młodego Australijczyka, czy już teraz zacząć rozmowy z ekstraligowcami na temat potencjalnego wypożyczenia młodego zawodnika z potencjałem. W klubowych gabinetach na pewno odbywa się w tej chwili burza mózgów. Musi się ona skończyć jak najszybciej, ponieważ czas pędzi jak szalony, a co warto zaznaczyć przed Zdunek Wybrzeżem raczej walka o utrzymanie na zapleczu PGE Ekstraligi. Czytaj także: Rzucił się na niego z pięściami. Inni bili mu brawo Witali go jak króla. Dostał telefon od mistrza świata