Kamil Hynek, Interia: Przecierał pan oczy ze zdumienia oglądając zwycięstwo Fogo Unii w Częstochowie? Łukasz Borowiak, prezydent Leszna, wielki sympatyk drużyny Fogo Unii: Nie mogliśmy sobie lepiej wymarzyć inauguracji PGE Ekstraligi. Jestem pozytywnie zaskoczony postawą naszej drużyny. Mimo, że Unia umie jeździć w Częstochowie, miałem trochę obaw przed meczem, ponieważ nasza gwiazdka młodego pokolenia, czyli Damian Ratajczak nie pojechał pod Jasną Górę z powodu kontuzji. Czeka go dłuższa, przymusowa pauza. Na szczęście mecz pokazał, że mamy kim go zastąpić i spalona ziemia w formacji młodzieżowej nam nie grozi. Seniorzy zanotowali pojedyncze turbulencje, ale kiedy najbardziej tego potrzebowaliśmy nie zawiedli. Nawet sam prezes Piotr Rusiecki średnio wierzył w wygraną. - Dawano nam maksymalnie 38 punktów, że powinniśmy to przyjąć z pocałowaniem ręki i wracać do Leszna. Włókniarz straszył w sparingach, ale znów się okazało, że liga, to zupełnie inna bajka. Pan powiedziałby przed zawodami, że nasi juniorzy zaliczą takie wejście smoka, na dodatek bez swojego lidera? W żadnym wypadku. - Trzeba docenić kapitalną robotę trenera Jankowskiego. On oddaje serducho tym chłopakom. Poświęca im mnóstwo swojego czasu. Ten szkoleniowiec, to jeden z największych skarbów Unii Leszno. Dla mnie punkty Huberta Jabłońskiego nosiły imię Romana Jankowskiego. Czułem się tak, jakby on je zdobył. Jabłoński zaprezentował się fantastycznie. To bez wątpienia złote dziecko leszczyńskiego żużla. Za chwilę wyjdzie na to, że wasza gromada szesnastolatków znajdzie się w czołówce juniorskiej ligi. Przed sezonem nikt by na to nie postawił złamanego grosza. - Jestem daleki od pompowania balonika. Nie popadajmy w euforię, dajmy się im spokojnie rozwijać. Przecież jeszcze przed spotkaniem czytałem komentarze, że pod nieobecność Ratajczaka juniorzy uzbierają ten jeden, przysługujący im z urzędu punkt. To miało być brutalne zderzenie z parą Miśkowiak - Świdnicki. W porę obudził się wasz kapitan Piotr Pawlicki. - Do pewnego momentu Piotrek męczył się okrutnie. Wyglądało to źle. Wcześniej dochodziły nieciekawe informacje, że rozsypał mu się cały team. Musiał te klocki układać od nowa. Mam nadzieję, że ta ogromna, leszczyńska rodzina pomoże mu przetrwać rozgrywki. To wciąż utalentowany facet, nie bez przyczyny wymieniało się go jednym tchem obok Zmarzlika i Janowskiego. Gdzieś ta kariera wyhamowała, ale nigdy nie jest za późno na wyciąganie wniosków. Rozmawiałem z nim przed sezonem, miał w sobie to dawne zacięcie i chęć, żeby udowodnić niedowiarkom, iż niektórzy niesłusznie postawili na nim krzyżyk. Częstochowa wygra z Lesznem dopiero jak wyrwie jej Janusza Kołodzieja? Ten gość, to klucz do sukcesu, ma jakiś patent na tor przy Olsztyńskiej. - Jak Januszowi wyjdzie dzień konia, to nie ma dla niego znaczenia tor i nawierzchnia. Kiepska końcówka sezonu 2021 wyzwoliła w nim sportową złość. Miał kaca moralnego, że Unia została bez medalu. Pana pupilek David Bellego pięknie przywitał się z PGE Ekstraligą. - Pojawiają się już opinie, że to może być odkrycie całej ligi. Bardzo mu kibicuję. Z tego, co mi mówił prezes Rusiecki, to bardzo ułożony i rodzinny żużlowiec o świetnym nastawieniu. Bardzo ceniący sobie życie osobiste. Mimo, że jest już dojrzałym mężczyzną, większość spraw ciągle konsultuje z rodzicami. Za nami kolejka cudów? GKM odziera ze złudzeń beniaminka z Ostrowa, Toruń ląduje na kolanach we Wrocławiu, Motor wygrywa z Gorzowie. - Sypnęło niespodziankami, ale sezon dopiero się rozkręca. Najwięcej gromów ciskanych jest teraz w Arged Malesę, a ja tej ekipy jeszcze bym nie skreślał. Być może przemawia przeze mnie lokalny patriotyzm, bo jestem wielkopolaninem, sympatyzuję z zespołami z tego regionu, ale naprawdę nie wgniatajmy w ziemię ostrowskiej drużyny. W świąteczny weekend podrażniona Stal przyjeżdża do Leszna. - To podobna historia do naszych występów na torze w Częstochowie. Tak jak nam pasuje tor w Częstochowie, tak Stal lubi przyjeżdżać na Smoczyka. Zapowiadają się kapitalne zawody. Osytrze sobie zęby zwłaszcza na pojedynki naszych matadorów z Bartkiem Zmarzlikiem. Mikkel Michelsen z Motoru Lublin pokonał go na jego włościach trzy razy. To rzadka sztuka, ale pokazuje, że Bartek nie jest żadnym nadczłowiekiem, który jak każdy miewa chwile słabości. - Niektórzy "strzelenie" Zmarzlika obierają sobie za punkt honoru. Reguła bij mistrza obowiązuje zawsze i w każdej dyscyplinie. My jako czterokrotny z rzędu mistrz Polski wiemy coś o tym najlepiej (śmiech).